sobota, lutego 10, 2007

Sztuka to nie rurki z kremem

Galeria Lokal_30 z nieuprawnionych porównań postanowiła uczynić znak firmowy (vide: Zdunek - konstruktywizm). Oto z czym kojarzy się najnowsza realizacja Piotra Kopika pt. „Rurka”: „Idea owego zarośnięcia może nasuwać skojarzenie z Merzbau Kurta Schwittersa. Z kolei nagromadzenie tego samego przedmiotu pod różnymi postaciami każe myśleć o armanowskich akumulacjach”. Komu każe, temu każe. Czytamy dalej: „ jest zatem projektem o powstawaniu projektu, o intuicyjnym (a może obsesyjnym) brnięciu w temat, o myślowej gonitwie, ciągłej ekspansji czegoś, co na razie nie ma granic”. Nic podobnego. „Rurka” jest o niczym, to kompulsywna potrzeba „tworzenia sztuki” przy całkowitym braku ku temu potencjału - „iskry”.

W olbrzymim stopniu to dzięki indolencji krytyki nauczyliśmy się bardziej ufać retoryce, niż faktom - coś w stylu zniewolonego umysłu. Merzbau? Och, faktycznie, coś na kształt, nie da się ukryć, ewidentnie coś jest na rzeczy. Zerknijmy na wystawę. Tytułowa rurka ma tu być symbolem wieczystych poszukiwań inspiracji, „rodzajem fetyszu - obiektem kultu, punktem odniesienia, metaforą, a nawet środkiem komunikacji z rzeczywistością”. Innymi słowy, ma być wszystkim. Znamienna jest ta retoryka „nieokreśloności” i „otwartości interpretacyjnej”. Bo to artystyczne kuglarstwo w najczystszej postaci legitymizowane jest nie tyle wielością narracji dostępnych sztuce obecnej („wszystko można, można więc i to”), co tym, że krytycy nie krytykują, a relacjonują pomysły artystów. Dzisiejsza krytyka nie stawia sobie celów, jest za to w stanie w lot pojąć każdą myśl twórcy - choćby taką, że sztuka o słomce ma sens, ponieważ słomka to chłonna metafora. A jeśli nawet nie, to przecież jako byt abstrakcyjny - transparentny znaczeniowo - też fascynuje.

Na ścianach galerii wiszą nieudolne odbitki typu „kartofel” (w tekście stoi, że „samizdat”), fatalne, kompletnie wtórne, nieuzasadnione niczym (poza owym „poszukiwaniem”) obrazki, jakaś szkolna animacja, wszystko wymuszone, wysilone na „bycie sztuką”. Jednak - wszystko jest tu płaskie, i to nie tylko w przenośni, ale także dosłownie: powieszone na ścianach. A Merzbau, mogę przysiąc, płaski nie był. Wyjątki: wiadro z wbitymi weń rurkami (dlaczego nie rurki w pióropuszu, mchu, kopczyku ziemi, uszach, nosie, kieszeni, przepraszam - w kieszeni są, w szklance, czajniku, słoiku, durszlaku - tyle jest dookoła pojemnych metafor!), jeden obrazek umocowany w przeciętym płótnie innego i rurka typu „lejek” oklejona taśmą i wychodząca przez dziurkę w oknie na balkon. To chyba ona ma świadczyć o Merzabau, ale nie wiem, jak bardzo oderwani od ziemi są ci, którzy stworzyli to cudaczne porównanie - i ci, którzy je podtrzymują. Ale przypuśćmy nawet, że jest to podobne do Schwittersa, do Merzbau, przyjmijmy, że wręcz nawiązuje z nimi dialog (!), że z dnia na dzień będzie tu więcej kiepskich odbitek i obrazów, że galeria naprawdę nimi „obrośnie”, że Kopik wywali na podłogę trzy kontenery śmieci i zabije to wszystko konstrukcją z nieheblowanych dech. Cóż to jednak za intelektualny konstrukt, by oceniać „projekty” podług podobieństwa do minionych arcydzieł (ciągle jesteśmy na obszarze hipotez, pomińmy więc, że jeśli zrobił by to, co wyżej - byłoby to jeszcze smutniejsze od tego, co zrobił naprawdę)? To winny być marginalia, a nie sedno - chyba, że szumność porównań jest odwrotnie proporcjonalna do szumności dzieła.

„Kopik (...) starał się odnaleźć sens, tam gdzie go pozornie brak”. Mimo wszystko, pozwolę sobie wątpić w zasadność takich poszukiwań. To tanie triki możliwe dzięki wspomnianej pojemności sztuki obecnej. Z rurką mógł Kopik zrobić wszystko. Mógł - bo i retoryką „wiodącego ku nieznanemu” można wszystko wytłumaczyć. Hulaj dusza, krytyka i tak nie istnieje! Otóż - na szczęście nie. „Projekt Kopika trudno zdefiniować”, stoi w tekście kuratorki. Nic podobnego. Zdefiniować go niezwykle prosto. Pomysł Kopika to bardzo wątpliwej jakości intelektualna przewrotka, której niestety przyszło trwać w galerii, a nie w pamiętniku - to sztuka „osobista” i „introwertyczna”. Założenia Kopika nie są wartościowe same w sobie, to, że artysta chciał, nie znaczy, że mu wyszło. „Rurka” jawi się typową polską sztuką współczesną, której mamy zawierzyć „na słowo” i wmawiać sobie, że nas „zachwyca”. Wydatnie pomagają w tym krytycy, a „Rurce” dorównuje „recenzja” Stacha Szabłowskiego z ubiegłotygodniowej „Kultury” („Sztuka przebija się przez sufit”, 2 lutego 2007, s. 92 - 93).

Według mnie jest to tekst niebywały. Szabłowski w pierwszych pięciu krótkich akapitach całkowicie automatycznie (bo mam nadzieję, że nie z rozmysłem) powtarza dyrdymały kuratorki - że Kurt Schwitters, że Merzbau, że „logika nieznanego” i „proces wiodący ku nieznanym rezultatom” (to akurat na pewno). To przykład absolutnej amputacji trzeźwego oglądu, zdrowego krytycyzmu, spojrzenia na dzieło nie tyle na chłodno, co ze zdystansowanym zainteresowaniem, minimalnym niechby intelektualnym porywem. Tu wieje nudą tak bardzo, że aż straszno. Powtórzyć, zreferować, odfajkować. Nie znajdziemy tu pytań o zasadność „poszukiwań” Kopika, odwołań do szerszych kontekstów (pardon - jest Merzbau), głębszych, niż wiadro refleksji, znaków zapytania i wykrzykników - są tylko zdania oznajmujące.

Ale to dopiero początek, to jest dopiero jedna czwarta, bo dalej otrzymujemy zupełnie niesłychany, dęty, podręcznikowy referat o Schwittersie. Ja rozumiem, że jak chce się uprawiać protokolanctwo, a nie krytykę, to w wypadku najnowszego „projektu” Kopika nie ma czego protokołować. Tako „Sztuka przebija się przez sufit” to po prostu zapychacz szpalt, tak, jak „Rurka” jest zapychaczem galerii. Szabłowski wie z pewnością, że każdą słabą pracę każdego „współczesnego” artysty można przyrównać do czegoś z dwudziestowiecznej sztuki - właśnie dlatego, że owa praca jest słaba, w formie i myśli wtórna, że ma swoje wiekowe odpowiedniki wyeksploatowane po tysiąckroć. To jednak nie jest krytyka, a wodolejstwo, uprawomocnianie pierwszego lepszego projektu wielkim nazwiskiem, historią sztuki bez mała. Jako niepoprawnego idealistę, smuci mnie, że oto dwie strony poczytnej gazety zostały strawione na taki tekst. Bo wodolejstwo zazwyczaj zostawia u czytelnika wodę z mózgu.

Jak czytam w licznych recenzjach, jednym z antybohaterów najnowszej książki Pawła Hüelle - znanego miłośnika „Starych Dawnych Mistrzów” - jest „awangardyk”, czyli kuglarz mieniący się „artystą współczesnym”. Hüelle wymyślił, że oto opus magnum jednego z awangardyków będzie projekt (sic!) pt. City Air. Idzie o to, że ów artysta zamknął w kubikach ze szkła powietrze z miast całego świata i wystawia je teraz na tryumfalnym międzynarodowym galeryjnym tour. Towarzyszy temu retoryka otwartości, multikulti, tolerancji, et cetera. Wcale niezła to metafora, jednak zdradzająca całkowitą indolencję pisarza w materii sztuki obecnej. Nie ma on pojęcia, dlaczego - przypuśćmy - prace Martina Creeda to sztuka, a City Air - raczej nie. Jednak nie rozumie on przede wszystkim tego, że strzela samobója. City Air to chała właśnie dlatego, że jest na zimno wykoncypowane - a jako takie nie może być wartościową sztuką. Sądzi Hüelle, że kształt sztuki obecnej to efekt zlewaczenia Zachodu, intelektualnego spisku, rynkowych machlojek i czego tam jeszcze. Z racji niewiedzy naprawdę nie może pojąć, dlaczego te, a nie inne działania zapisane zostają w poczet sztuki. I tak sobie myślę, że „Rurka” Kopika byłby dlań lepszym przykładem, zaś ustępy z recenzji Szabłowskiego dostarczyłyby świetnych argumentów. Niestety.

Na ilustracjach elementy Merzbau Kopika.

Etykiety:

42 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

Szabłowski protokolantem sztuki polskiej, to niezłe. Pewnie zaraz mu wystawę w Zuju zrobi z rurek i wiaderek. Wystawę współczesnego merzbau na miarę Kopika.

sobota, 10 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

A może to jest poprostu sztuka niskobudżetowa. Nie wszystkich przecież stać na farby. Czy tylko malarstwo, i to tylko pewnego pana musi być w Polsce szanowane w tej chwili? Żartuję oczywiście.
Swoją drogą tak sobie myślę, gdyby dać panu Kopikowi 1000 000 dolarów, może bylibyśmy świadkiem powstania dzieł na miarę Koonsa lub Barney'a.

sobota, 10 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Z krytykami i krytykantami to jest tak: wszystko można zmieszać z błotem, lub wywyższyć umiejętną retoryką.
Gotowi? START:
"Sztuka Wilhelma Sasnala jest serią powielania i transformacji rzeczywistości fotograficznej. Jak mówi sam artysta kadrowanie tej rzeczywistości jest efektem jego zainteresowania granicą pomiędzy rzeczywistością a abstrakcją. Ba! Czyż nie to jest inspiracją milionów innych wielkich i małych malarzy?
Z braku twórczej iskry i wyobraźni, inspiracją artysty są obrazki gazetowe, lub internetowe, które maluje z niedbałą nonszalancją dodając do nich "fajne" pociągnięcie pędzla, lub kadrując obraz tak, aby stworzył nierzeczywistą reprezentację banału.
Taka przypadkowa selekcja ramek rzeczywistości sprawia, że artysta ten jest w stanie kontynuować swoje smarowanie w taśmociągowym tempie przy jednoczesnym maskowaniu "fajnością" materii malarskiej swojej nieudolności warsztatowej."

No i co Wy na to? Żeby nie było niejasności dodam, że osobiście szanuję sztukę W.S.

sobota, 10 lutego, 2007  
Blogger Krytykant | Kuba Banasiak said...

A2:
Ciekawa koncepcja, przeczy jej bodaj cała historia sztuki. No, może z wyjątkiem hr. Balthasara Kłossowskiego de Roli. Pozdrawiam.

A3:
Niezbyt, przyznam, rozumiem o co Panu/Pani chodzi... Jeśli o to, że powyższe obala rzekomo malarstwa Sasnala, to pozwolę się niezgodzić. Proszę podjąć polemikę choćby z tekstami A.Szymczyka, Ł.Rondudy, rozmową A.Przywary, etc. Proszę to obalić, uzasadnić, bo w innym wypadku z tymi ogólnikami wypada Pan/Pani blado. Śmiesznie. Więc proszę odnieść się do mojego tekstu, tak, jak ja odniosłem się do tekstów o Kopiku i samej wystawy. W innym wypadku uznam to, co Pan/Pani robi za triki, czyli - uniki.

Krytyka to nie rurki z kremem, nie każdy potrafi - co widać aż nadto dobitnie.

pozdrawiam gorąco

sobota, 10 lutego, 2007  
Blogger pansowa said...

zieeewww....

sobota, 10 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Ważna nadinterpretacja w wypadku Kurta Schwittersa. Biorę udział w ruchu Art Mail i ten artysta w stylu neo DADA jest też bardzo nadużywany przez zachodnich artystów.
U nas w BWA recenzentka pisze o obrazach „jak Francis Bacon” (lokalny artysta).
Też drukowany w ostatniej „Krytyce Politycznej”Paweł Demirski w Internetowych recenzjach nazwany przez krytyka Szekspirem. Autentyczne.

sobota, 10 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Mała ciekawostka dla uczestników dyskusji. Dwaj najbardziej krytykowani przez krytykanta artyści - Przybylski i Kopik, wywodzą się z tej samej pracowni. Zbieg okoliczności czy może kiepska pracownia? :)

sobota, 10 lutego, 2007  
Blogger Krytykant | Kuba Banasiak said...

Pracownia nie ma tu nic do rzeczy. I nie są to wcale "najbardziej krytykowani" artyści. Myślę, że taka optyka zaciemnia sedno i wprowadza niepotrzebne podziały.

pozdr

sobota, 10 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

napisz czemu niby te prace sa wtorne, ktore? co z tego, ze odbitki sa nieudolne. Sa amatorskie,prymitywne (i piekne:). Wiele rzeczy jest tam bardzo surowych.
Animacje sa szkolne, co to znaczy? One sa proste.

Piszez, ze obrazy sa nieuzasadnione, czy mam Ci tlumaczyc, opowiedziec kazdy obraz? Sa bardzo ilustracyjne, narracyjne, odczytywanie tresci nie jest az tak trudne, warto bylo sprobowac. Nie chcialo Ci sie.
Wiem, brak Ci intuicji, wrazliwosci, nawet tej estetycznej.

A dlaczego wiadro, skoro moglby byc czajnik, sloik, uszy.. ? Sluchaj, jest wiadro, sproboj sie "zmierzyc" z wiadrem.

Co do merzbau, skoro Agnieszce Rayzacher (kutartorce) i Stachowi Szablowskiemu tak sie kojarzyl ten projekt, to czemu nie mieli o tym pisac.

cala wystawa stawia oczywiscie mase pytan, chociazby na ile mozemy sobie pozwolic z tworzeniem symboli, robieniem metafor. Kiedy dana metafora staje sie dowcipem, belkotem, a na ile moze byc czyms autentycznym. Czy namalowane, poprzebijane slomkami wiadro, ktore jest puste w srodku (wycieta diura w obrazie) moze byc zestawione z Bogiem z Blake'a. Czy to kompletna bzdura?. Czy wszystko to pustka? Czy wszystko to Bóg? Czy ta wystawa jest o pustce?
Na regale, gdzie stoi rzeczywiste wiadro z namalowanym ukladem nerwowym, poprzebijane slomkami, leza takze wyciete dziury z obrazu. "Beznadziejnie, desperacko" zmaterializowana pustka dotyczaca wnetrza wiadra.

Moznaby sie dlugo wkrecac i dlugo "powedrowac" wewnatrz tego projektu, no, ale skoro to projekt subiektywny, do pamietnika to nie warto, tak?

sobota, 10 lutego, 2007  
Blogger Krytykant | Kuba Banasiak said...

miło, że piszesz i miło, że miło (bez agresji)
jednak jest druga i jestem zmęczony, nie mam już siły myśleć, a co dopiero pisać. jutro na pewno. a do tego czasu pewnie inni się ustosunkują.

pozdrawiam

niedziela, 11 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Niedawno, wpadła mi w ręce książka traktująca o rzeźbie minimalistycznej. Niestety nie pamiętam autorów, ale mogę wrócić i sprawdzić.
Było sporo o Donaldzie Judd'zie, Carlu Andre, ale także nawet o Ewie Hess i Tonym Craig'u.
Autor rozpisał się w swojej przedługiej tyrradzie na temat różnicy pomiędzy umiejscowieniem kompozycji Andre nisko na podłodze, a uwieszaniem rzeźb wysoko u sufitu w przypadku Ewy Hess. Było wiele wielkich i niezwykle przekonujących słów o istotności owego toku rozumowania, popartych wskazaniem pewnego kontinuum w historii sztuki i filozoficznych uwarunkowań.
Dla mnie oczywiście było to porównanie sterty cegieł z wiszącymi farfoclami, ale dla kogoś, kto lubi minimalizm - rarytas. Chodzi mi o to, że nie bardzo widzę w jaki sposób można pisać o sztuce obiektywnie, skoro nie można jej obiektywnie odbierać. Wiadro z układem nerwowym? Dla mnie to nie rezonuje, ale może mam inne doświadczenia. Czy lubiłbym szybę Duchampa po pierwszym oglądzie? - trudno powiedzieć. Przecież to też jest pełne kabalistycznych szyfrów i umownych bredni.

niedziela, 11 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

To nie jest akurat komentarz do tego tekstu, ale wydaje mi się, że ostrze krytykanta jest skierowane w niewłaściwe gazety np. Agnieszka K. Z G. Stołecznej. Trzeba rozumieć specyfikę gazet codziennych. Ich zadaniem jest głównie informowanie o wydarzeniu, wystawie. Informacja taka musi być często oparta na materiałach prasowych i wypowiedziach autorów wystawy czy artysty bo ma się ukazać w dniu otwarcia wystawy. Natomiast porządną recenzję wystawy powinny zapewnić pisma branżowe - są to zazwyczaj miesięczniki mają więc na to czas.
I oto fragmenty recenzji wystawy w Zachęcie w aktualnym Art&Business, autor Maciej Pieczyński (kto to?!). "W mniejszym lub większym stopniu ewoluują jednak wszyscy, jedynie niezłomny Opałka - dalej liczy." O Sasnalu: "Prezentowanych było kilka prac, wśród nich[...] oraz DOSYĆ ZŁOŚLIWY Portret Erikah Badu, a właściwie - jej fryzury."
"Wśród obrazów powstałych specjalnie na wystawę w Zachęcie znalazła się namalowana przez K. Skarbka panorama Wrocławia. Podobny obraz można obecnie oglądać w Bydgoszczy. Chciałoby się w tym miejscu zacytować żabę z pewnego znanego dowcipu: no przecież się nie rozdwoję"

niedziela, 11 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Nie byłabym tak pochopna w stosunku do Marcela Duchampa. W odróżnieniu od tematu tej notki, czyli wystawy polskiego artysty, której nie widziałam i trudno oddać krytykowi Kubie Banasiakowi rację - Duchampa widziałam ubiegłego lata, całą salę poświęconą mu w filadelfijskim muzeum. Szyba robi wrażenie. Tak, niuanse narzeczonej i panów młodych dla wtajemniczonych jedynie, ale nie zawsze o to chodzi. Odbiorca nie musi natychmiast zrozumieć. Dzieło klasyczne sztuki wysokiej też przecież łatwe nie jest. Jak dobrze wyczytałam, Pan Kuba chce dać do zrozumienia, że twórczość nie jest tak prosta i tak wulgarna, jak niektórym artystom się wydaje. Potrzebuje też współpracy z odbiorcą, bez niego raczej nie istnieje. Dlatego pogarda zarówno dla artysty, jak i odbiorcy niweczy ten odwieczny dialog. I jest też tak, że odbiorca daje swój czas, dobrą wolę i wysiłek, by rzecz zrozumieć i natrafia na jakieś astronomiczne oszustwo. Myślę, że Duchampa to nie dotyczy.
Tej wielkości nazwiska tylko dowartościują, co jak pan Kuba dowodzi, nie zawsze jest możliwe.

niedziela, 11 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

zgadzam sie z krytykantem w jednej kwestii a mianowicie takiej: w kręgach sztuki najnowszej mowie o artystach, krytykach, kuratorach, galeriach i to tych mlodych, "nowoczesnych" "prężnych" z luzem, trendy itd pojawia sie wiele gówna. Nikt o tym nie mowi, nikt nie potrafi jak slusznie zauwaza krytykant potrafnie zanalizowac, zrecenzowac wystawy. Krytyka jest do bani, pisze glupoty, jest niekompetentna...warto przypomniec pare prac prac na wystawie w Zachecie ostatnio, wiele braków a Waliszewska, Pola i inne kpiny sie znalazly....

A co do nurtujacej kwestii to ktos zadal pytanie ze dwie osoby, artysci najbardziek krytykowani to studenci z pracowni Modzelewskiego? Prosze o wytlumaczenie tej kwestii? Nurtujaca bardzo

A Sasnal jak widze po blogach o sztuce to gwiazda rocka juz prawie, do Iggy Popa to jeszcze dluga droga a na marginesie to dobrze jak artysta ma cos do powiedzenia rowniez...
No tak Nowa Lewica sie buduje....z foksalowcami, krytyka polityczna, sasnalem...czy cos ciekawego z tego bedzie, wątpie

niedziela, 11 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

przypomniały mi się "wiadra syjamskie", jakby zrośnięte w 8 w TATE modern latem tego roku... fajne były. pozdrawiam. transparente

niedziela, 11 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

"twórczość nie jest tak prosta i tak wulgarna, jak niektórym artystom się wydaje".
Ah jakże się myliliśmy. Bardzo żałujemy i prosimy o wybaczenie. Przy okazji chcemy zapytać po cichutku, jaka jest ta sztuka?
Z poważaniem,
Niektórzy artyści

niedziela, 11 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Przecież nie wiem. Przyszłam tu po to, by się dowiedzieć. Pan Kuba na razie wskazuje, co sztuką nie jest.
Mówicie o ludziach którzy kończą teraz uczelnie. Ja kończyłam Wrocław 30 lat temu i właśnie dostałam zaproszenie na imprezę, która za dwa dni tam będzie (TOŻSAMOSĆ / IDENTITY
Mirosław BAŁKA/ Andrzej DUDEK-DURER/ Natalia LACH LACHOWICZ/ Lech MAJEWSKI/
Maciej OSIK/ Ewa PARTUM/ Laura PAWELA/ Anna PŁOTNICKA
Jozef ROBAKOWSKI/ Jadwiga SAWICKA/ Viola TYCZ).
I to tylko taka melancholia.

niedziela, 11 lutego, 2007  
Blogger Krytykant | Kuba Banasiak said...

PIOTR KOPIK:

„napisz czemu niby te prace są wtórne, które?„

- Wtórne formalnie - wszystkie (odbitki, obrazy, filmy, rurka „okienna”). Takie estetyki istnieją w tysiącu miejsc (sztuka, „sztuka”, reklama, design). Według mnie są także wtórnie intelektualnie - nie ukazują żadnych nowych perspektyw, rozwiązań, nie stawiają nowych pytań - i na płaszczyźnie sztuki i „ogólnej” (nazwijmy ją: „życiowej”). To intelektualna ekwilibrystyka. Ale zaraz wyjaśnię to szerzej.

„co z tego, ze odbitki są nieudolne. Sa amatorskie, prymitywne (i piękne:). Wiele rzeczy jest tam bardzo surowych.”

- Nic z tego, że są nieudolne. Są - znowu - wtórne formalnie. Moim zdaniem nie można napompować retoryką wtórnej formy. I to jest problem całej wystawy (i sztuki obecnej - a także przeszłej i przyszłej). „Piękny” to jest zachód słońca (serio). Również - van Gogh jest, przypuścimy, piękny. Jeśli zrobisz obraz jak VG nie zasłonisz się jednak frazą o „pięknie”. Dlaczego zasłaniasz się w przypadku innej estetyki? Ja estetyk nie wartościuję.
Aha - i te odbitki nie są „prymitywne”. To jest tylko najpopularniejszy z możliwych symbol prymitywizmu, który Ty zastosowałeś. Prymitywne są rzeczy nieświadomie wykonane (sztuki dzikich, dzieci, tzw. outsiderów, etc.). Według mnie dziś w sztuce nie ma prawa „zachwycić” („poruszyć”) rzekoma „dzikość” polegająca na tym, ze odbiłeś coś jak ekspresjonista czy Skoczylas. To samo tyczy artefaktu w postaci wiadra. I „po prostu” realistycznych obrazów.

Animacje są szkolne, co to znaczy? One są proste.

- Jak wyżej. Wydaje mi się, że ich „poziom” jest szkolny, ale nie w rozumieniu, że „głupi”, tylko mało...hm... esencjonalny. Wymyślony na prędce, płytki. No i forma.

Piszesz, ze obrazy są nieuzasadnione, czy mam Ci tłumaczyć, opowiedzieć każdy obraz? Sa bardzo ilustracyjne, narracyjne, odczytywanie treści nie jest aż tak trudne, warto było spróbować. Nie chciało Ci sie.

- Nieuzasadnione - a może uzasadnione aż nadto. Są „nieuzasadnione rzeczywistością”, a tylko Twoja retoryką. Ja rozumiem, że Ty to zrobiłeś z tego powodu, dla którego to zrobiłeś. Jaki on by nie był. To jednak moim zdaniem za mało i to jest problem szerszy, ja bym go określił nawet akademizmem naszych czasów. Jest idea, konstrukt i jego emanacja w postaci wtórnego dzieła. Pozornie nie można tego obalić, no bo zrobiłeś to, co zapowiedziałeś, że zrobisz.
„Rurka” n a p r a w d ę obrazuje idee, które wymyśliłeś. Jednak moim zdaniem to nie jest sztuka, a pewna emocjonalna wypowiedź, którą gotów skonstruować człowiek przeciętnie wrażliwy, dodatkowo obeznany z kodami sztuki współczesnej. To dziś bardzo popularna forma „uzewnętrzniania się” - jednak to nie jest sztuka, chyba, że ktoś oczekuje od niej tylko tego. Ja nie. To po to jest porównanie do „City Air” - tam też jest projekt wytłumaczony retoryką. Wszystko pasuje. Jest tak, jak chciał autor. Jednak to się rozgrywa na polu sztuki, nie można tego „oderwać” i twierdzić, że to „działa”, „funkcjonuje”, „ma sens” nawet, jeśli jest wtórne w stosunku do sztuki minionej. Stąd „pamiętnik” - to po porstu Twoje przemyślenia, jednak jako sztuka „nie wytrzymują”. A wszystko przez nadobecność quasi artystycznych narracji w przestrzeni intelektualnej. Kiedyś pamiętnik - dziś „sztuka”.  Takich projektów - w moim mniemaniu - można wymyślać na kopy.

Wiem, brak Ci intuicji, wrażliwości, nawet tej estetycznej.

- Być może, nie mnie to oceniać.

A dlaczego wiadro, skoro mógłby być czajnik, słoik, uszy.. ? Słuchaj, jest wiadro, spróbuj sie "zmierzyć" z wiadrem.

- Ono oczywiście może funkcjonować tylko jako ilustracja tez, które wymyśliłeś. I czyni to. Jednak nie jest immanentnie przypisane do owej idei, mogłeś wiadro zastąpić czymś innym. Tymczasem wg. mnie w sztuce powinno być dokładnie to jedno jedyne rozwiązanie i ani milimetra inaczej (mówił o tym np. Bujnowski).

Co do Merzbau, skoro Agnieszce Rayzacher (kuratorce) i Stachowi Szabłowskiemu tak sie kojarzył ten projekt, to czemu nie mieli o tym pisać.

- Agnieszce Rayzacher Karolina Zdunek skojarzyła się z El Lissitzkym, nic na to nie poradzę. Potem SS w recenzji skojarzyło się tak samo. Ja uważam, że to nieuzasadnione i kompromitujące intelektualnie (jako znawców sztuki). I temu właśnie dałem wyraz (nie wiem czy czytałeś tu tekst o wystawie KZ w Lokalu_30). Ja nie mówię, że „nie mieli o tym pisać” - uwielbiam ten argument („ale przecież miałem prawo!”). Mogli. Mieli. Mieli prawo. Napisali. Ja skrytykowałem nie f a k t napisania bzdury, ale jej sens - a raczej bezsens. Takoż Merzbau.

Cala wystawa stawia oczywiście masę pytań, chociażby na ile możemy sobie pozwolić z tworzeniem symboli, robieniem metafor. Kiedy dana metafora staje sie dowcipem, bełkotem, a na ile może być czymś autentycznym. Czy namalowane, poprzebijane słomkami wiadro, które jest puste w środku (wycięta dziura w obrazie) może być zestawione z Bogiem z Blake'a. Czy to kompletna bzdura? Czy wszystko to pustka? Czy wszystko to Bóg? Czy ta wystawa jest o pustce?

- To ciąg dalszy powyższego - czyli usprawiedliwiania wszystkiego, na co się wpadło retoryką (znowu ta specyficzna „pułapka”: „wymyśliłem, że nadtłuczony dzban z żółtym krzyżem symbolizuje dowolność w tworzeniem symboli, pokazałem go na wystawie - więc o co chodzi?). Otóż kolejny akademizm naszych czasów to moim zdaniem retoryka następująca: „bezsens (wtórność formalna, ironia, „samoświadomość”, etc.) mojej pracy jest celowy i mówi o takichże bezsensownych sytuacjach na polu sztuki. To obnażenie bezsensu i nieudolności przez bezsens i nieudolność”.
Oczywiście - Twoje prace produkują pytania, które powiesz, że produkują. Jednak według mnie - znowu - to o wiele za mało. Dodatkowo wchodzą w to Twoje ustępy o pięknie, to jakieś pomieszanie porządków - albo ich całkowita dowolność. Chyba, że to jest o „wszystkim” - a wygląda na to, że jest (ironia, poszukiwania, sztuka, inspiracje, pytania o symbolikę, itepe). Tym razem, jak rozumiem, to owo nawiązanie do "totalnego" Merzbau?

Na regale, gdzie stoi rzeczywiste wiadro z namalowanym układem nerwowym, poprzebijane słomkami, leżą także wycięte dziury z obrazu. "Beznadziejnie, desperacko" zmaterializowana pustka dotycząca wnętrza wiadra.

- Dla mnie ta metafora jest kompletnie dowolna. Co wiąże się z powyższym.

Można by sie długo wkręcać i długo "powędrować" wewnątrz tego projektu, no, ale skoro to projekt subiektywny, do pamiętnika to nie warto, tak?

- Można by. Aż za długo i za głęboko. Można by o nim powiedzieć wszystko i nic. City Air.

+++++++++++++++++++

A tak w ogóle to uważam, że największą wartością jest sam fakt tej polemiki. Teraz czytelnik (recenzji)/ widz (wystawy) może skonfrontować głos mój, Twój, AR i SS - i ocenić, kto ma rację, kto najlepiej odczytał „Rurkę”, najcelniej argumentował, najgłębiej wokół niej, by tak rzec, „drążył”. Bo polska krytyka najbardziej potrzebuje ognia i polemik, a najmniej zapewniania „na słowo”, że to jest dobre, a to złe. Amen.

niedziela, 11 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

>>A tak w ogóle to uważam, że największą wartością jest sam fakt tej polemiki. Teraz czytelnik (recenzji)/ widz (wystawy) może skonfrontować głos mój, Twój, AR i SS - i ocenić, kto ma rację, kto najlepiej odczytał „Rurkę”, najcelniej argumentował, najgłębiej wokół niej, by tak rzec, „drążył”. Bo polska krytyka najbardziej potrzebuje ognia i polemik, a najmniej zapewniania „na słowo”, że to jest dobre, a to złe. Amen.<<

Dokladnie.

Mnie, jako konsumenta sztuki, krytyka Krytykanta i riposta Autora prowokuja do osobistego obejrzenia sztuki, jej oceny, i byc moze zakupu (lub nie).

Jak mowia Amerykanie - Zla Reklama Nie Istnieje.

niedziela, 11 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

a ty ciągle swoje - mylisz pojęcia. to co pisze szabłowski w dzienniku, jak i inni dziennikarze w podobnych informatorach, to nie sa recenzje, a zapowiedzi wydarzen. na czym maja sie opierac, jak nie na werbalizowanych intencjach autorów i słowach kuratorów? często gdy piszą te teksty, wystawy zwyczajnie nie sa jeszce gotowe. to nie krytyka, to zapowiedź!

niedziela, 11 lutego, 2007  
Blogger Krytykant | Kuba Banasiak said...

wojteknyc:

dokładnie, nie ważne co, ważne żeby mówili, czyż nie? :-)

A:

Pan raczy żartować. Teskt na dwie strony w "Kulturze" zapowiedzią? Teksty w GW, RP, Dzienniku, tygodnikach - zapowiedziami? Dziwne, w dziale "zapowiedzi" jest co innego. No i obraża Pan SS nazywając jego prześwietny tekst na 2 strony "zapowiedzią".

niedziela, 11 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

„Wtórne formalnie - wszystkie (odbitki, obrazy, filmy, rurka „okienna”). Takie estetyki istnieją w tysiącu miejsc (sztuka, „sztuka”, reklama, design). Według mnie są także wtórnie intelektualnie - nie ukazują żadnych nowych perspektyw, rozwiązań, nie stawiają nowych pytań - i na płaszczyźnie sztuki i „ogólnej” (nazwijmy ją: „życiowej”). To intelektualna ekwilibrystyka”.

Nie ma co się oszukiwać, że w warstwie formalnej „wszystko już było”. O tym wiedzą wszyscy. Istotny jest powód sięgnięcia po daną estetykę (o tym później), czy zmodyfikowanie bądź odświeżenie już funkcjonującej. Istotny jest także sposób zestawienia tej w końcu multimedialnej wystawy. Istotny jest sposób zestawienia tych w końcu odmiennych estetyk obecnych na wystawie i miejsce tej wystawy.
Wystawa jest w galerii, która jest tak naprawdę niewielkim nieco zniszczonym mieszkaniem,
To idealne miejsce dla „Rurki”. W jednym z dwóch pokoi mamy wrażenie chaotycznego układania wystawy, (część rzeczy ustawianych jest na podłodze, dużo prac wieszanych jest na sobie), a może pomieszczenia - warsztatu pracy, gromadzenia wyobrażeń dotyczących obsesji. Wspominane wiadro ustawione jest na piwnicznym regale, co znowu „odwystawia” tę wystawę.
Napisałeś „wszystko wymuszone, wysilone na „bycie sztuką””. No właśnie chyba jest wręcz odwrotnie, całość jest raczej niezbyt zobowiązująco pokazana. Jest dość otwartą strukturą, momentami właśnie surową, szkicową. Animacje są dość prostymi parosekundowymi, czarnobiałymi i lekkimi szkicami koncepcyjnymi, a nie wypracowanymi efekciarskimi popisami. Jednocześnie funkcjonują bardzo plakatowo, tzn. surowe, proste, wprost. Dodałbym, że są jednocześnie skupione zwarte i dość precyzyjne. W tym sensie to niech i będą „szkolne”. Natomiast „kartoflane” grafiki odbijane na papierze pakowym, będące prymitywnymi drzeworytami, nie są prymitywne w swoim przedstawieniu. To co jest przedstawione jest znowu bardzo plakatowe, precyzyjne i momentami dość wyrafinowane formalnie. Natomiast połączenie prymitywnego sposobu odbijania, przemysłowej, emaliowej gęstej farby dało naprawdę dość ciekawe, świeże rezultaty estetyczne, co potwierdzają liczni odbiorcy tej wystawy. Grafiki, odbitki, czy jak je nazwać pełnią tutaj trochę role pomocniczą. Powtarzają się, tworzą nieregularne ciągi multiplikacji, każda odbitka trochę inaczej „skopsana”. Zachodzą na siebie, są też tłem (!) dla np. obrazów. Obrazy z kolei przy grafikach i innych obrazach przestają oddziaływać jak „święte obrazy”. I nie jest to główny atut takiego ich powieszenia, jest to po prostu ważny element całości. I mimo tego, ze może jesteś w stanie znaleźć odpowiedniki w sztuce niektórych rozwiązań formalnych na nich, to trzeba przyznać, że dość w nieoczywisty sposób te rozwiązania są traktowane. Poza tym, każdy obraz posługuje się innym rozwiązaniem. I jak się zastanowisz to dany sposób jest maksymalnie adekwatny do treści danego obrazu. Specjalnie nie ma tu ozdobników i tricków estetycznych. Lepiej byłoby mówić na poszczególnych przykładach, ale nie ma to tu sensu, bo nikt ich nie widzi, Ty ich nie pamiętasz, a poza tym to jest to tylko komentarzem, w komentarzach. Wróćmy na chwilę do wiadra, pokazanie go wcale nie jest jakimś łatwym i ogranym trickiem formalnym mającym pretensje do „wspaniałego nowatorskiego obiektu sztuki”. Sposób jego pokazania, opracowania (słomki, namalowane nerwy) jest dość zaskakujący i ryzykowny. Ryzyko polega tutaj na tym, że chyba udało mi się stworzyć frapujące zawieszenie pomiędzy zupełnym banałem użycia tych przedmiotów a dość poważną symboliką. To oczywiście dość znane strategie dawnych dadaistów, jednak mam poczucie, że tylko dość lekko gdzieś tam majaczące. Nie mające raczej wpływu, na odbiór tej pracy i w ogóle całego projektu.

„„Aha - i te odbitki nie są „prymitywne”. To jest tylko najpopularniejszy z możliwych symbol prymitywizmu, który Ty zastosowałeś. Prymitywne są rzeczy nieświadomie wykonane (sztuki dzikich, dzieci, tzw. outsiderów, etc.). Według mnie dziś w sztuce nie ma prawa „zachwycić” („poruszyć”) rzekoma „dzikość” polegająca na tym, ze odbiłeś coś jak ekspresjonista czy Skoczylas. To samo tyczy artefaktu w postaci wiadra. I „po prostu” realistycznych obrazów.”

Nie ma tu tej „dzikości”. I zgadzam się, że o nikim nie można dziś pisać, że jest autentyczny, dziki, punkowy i że super, bo nie zna historii sztuki. Można się dowiedzieć, nauczyć i sprawdzić.
Jednak oczywiście możemy używać różnych „dzikich” sposobów. Jednak w tej wystawie nie ma chyba żadnej tego typu dzikości. Jest raczej „szkicowość”, nie formalna, koncepcyjna.


Całość jest dość klamociarska, ale precyzyjna w swoim suchym, momentami monochromatycznym klimacie. Powstał trochę taki chaos, ale widzisz nie powierzchowny, nie na zasadzie powrzucać, byle się kojarzyło. Nie „kontenery śmieci zabite dechami”. Powstała przestrzeń do wejścia „w mój umysł” w ten „pamiętnik”, czy „szkicownik”. I może to być właśnie wartością, zależy to od odbiorcy, jego chęci i zależy to od tego czy ta moja wrażliwość jest bardziej niż przeciętna. A czy jest? Nie mi to oceniać, ale z „doświadczenia życiowego” i „ogólnego rozeznania”, wnioskuję, że raczej tak. Dlatego w końcu postanowiłem pokazać ten „pamiętnik”. Podzieliłem się ze wszystkimi swoją ponad półroczną obsesją. Obsesja polegała (może jeszcze chwilę polega) na tworzeniu w wyobraźni, formy rurki albo rury i słomki, jako formy kontaktu z rzeczywistością. Skoncentrowana forma, do wciągania, zasysania, szukania (sensu), szukania kontaktu z ludźmi. I co jest puentą (patrz wystawa, wszystkie prace), rurka ciągle natrafia na pustkę albo za pomocą rurki bohater kontaktuje się ciągle sam ze sobą, a kontakt z innymi staje się albo wampiryczno-pasożytniczy. Ważnym dopełnieniem wystawy są momenty zwątpienia w jej temat, (patrz obraz upadającego, co mu słomki z kieszeni wypadają albo obraz z żyjącymi własnym życiem rurkami obok znudzonego, śpiącego bohatera).


„Takich projektów - w moim mniemaniu - można wymyślać na kopy.”

No pewnie, może być strzałka, kropka, syfon, plama... Nie podejmuje się. Niech robią.


„Tymczasem wg. mnie w sztuce powinno być dokładnie to jedno jedyne rozwiązanie i ani milimetra inaczej (mówił o tym np. Bujnowski).”

-Widzisz, niekoniecznie. To dość akademickie twierdzenie i tak naprawdę zależy od projektu. A zkolei takie myślenie przywołuje raczej sposób pracy agencji reklamowych.
Chorobą dzisiejszej sztuki nie jest mnogość „otwartych” i ryzykownych projektów. Chorobą, są określone i zarżnięte projekty. Zaprojektowane projekty. Hasło, realizacja. Temat + trafne (bądź mniej) wykonanie. To łatwiejsze dla krytyki i środowiska artystycznego.
Taki też jest ten płaski projekt City Air.

„Można by o nim powiedzieć wszystko i nic. City Air.”

-no nic tu nie powiesz, ewentualnie trzy zdania, bo zabieg jest płaski i banalny, a przede wszystkim naiwny, więc się nie chce. Oczywiście nie zgodzę się na zestawienie z „rurką”.









””Na regale, gdzie stoi rzeczywiste wiadro z namalowanym układem nerwowym, poprzebijane słomkami, leżą także wycięte dziury z obrazu. "Beznadziejnie, desperacko" zmaterializowana pustka dotycząca wnętrza wiadra.””

”- Dla mnie ta metafora jest kompletnie dowolna. Co wiąże się z powyższym.”

-Nie jest kompletnie dowolna. Jeżeli wiadro jest tym „źródłem”, z którego odchodzą słomki, i to co jest w tym wiadrze jest dziurą w obrazie, pustką. A potem leży obok realnego wiadra to co było wycięte w obrazie. To analogia tego do realnego wnętrza realnego wiadra jest oczywista.
I przedziwna, może zabawna materializacja pustki też jest jasna.

Przy Twoim argumentowaniu wychodzi na to, że dużo literatury (głównie poezji) to nie sztuka.

Swoją drogą zawsze byłym entuzjastą eksperymentów Rimbauda, Joyca, W. Burroughsa.
Przypomniałeś mi


”„Rurka” jawi się typową polską sztuką współczesną, której mamy zawierzyć „na słowo” i wmawiać sobie, że nas „zachwyca””

Nikt tu nikomu nic nie każe. I Jestem daleki od chęci „zachwycania”.
Kto dziś tego oczekuje od sztuki, raczej od jakiś fajnych, spoko, super galeryjnych produktów.

„Dodatkowo wchodzą w to Twoje ustępy o pięknie, to jakieś pomieszanie porządków - albo ich całkowita dowolność”

Oj, jeden ustęp w nawiasie z :) uśmiechem. Bez przesady. Nieważne.

niedziela, 11 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

>>wojteknyc:

dokładnie, nie ważne co, ważne żeby mówili, czyż nie? :-)<<

Niestety tak, w dzisiejszych czasach.

Ale inteligentni konsumenci sztuki musza odroznic zwykla medialna paplanine od krytyki sztuki. Nie ma darmowego lunchu. Konsumenci sztuki musza sie ksztalcic, musza sami pracowac nad swoim zrozumieniem sztuki, bo tego zrozumienia nikt im nie podaruje za darmo.

Blogosfera jest tu bardzo istotnym instrumentem, gdzie artysci, jak np Piotr Kopik, moga tu publicznie bronic swoich idei.

Brawo.

niedziela, 11 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

piszac o informatorach mialem na mysli Kulture TV, Co jest grane, po godzinach, ktore zamieszczaja zapowiedzi, a nie kulturalne strony dziennika, rp, czy wyborczej. to roznica.

niedziela, 11 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Marszczy mi się czoło coraz bardziej, gdy czytam cię, Krytykancie, gdy starasz się być ultymatywnym, katońskim i bezdusznym krytykiem, obiektywnym i subiektywnym w tej samej prawie chwili, nieudolnie tłumaczącym się niestety, co wynika z takiego wydumania, że aż strach ci zawierzyć w ostatecznej rachubie. Udana-nieudana twa rola weredyka, bardziej podminowanego pesymisty aniżeli naprawiacza świata krytyki, cóż skarży się coraz bardziej przyciężkim i znojnym językiem, a szkoda. Erudycji ci nie brak, ale to umiejętność nabyta, wyszkolona, gorsza bolesna absencja wskazanej wyobraźni i wyczucia.
Nie jeden raz już się rzekło, że najłatwiej skrytykować, stłamsić. I ty korzystasz z tego bez umiaru. Wyczuwam w tym jednak twe frontalne, nieukształtowane naśladownictwo Taty, gdy był jeszcze młody, a którego link pozwoliłeś sobie umieścić na blogu. Dla mnie rola krytyka nie leży wyłącznie w potępianiu, ale w jednoczesnym dostrzeganiu tego, czego widz nie zawsze ujrzy, zrozumie, w pójściu dalej, w zażegnaniu łatwizny i wtórności, którą zarzucasz innym, gdy sam reprezentujesz absolutne kompilatorstwo w krytyce. Chyba, że kiedy niekiedy nie rozumiesz artysty, co wietrzę i dokomponowuję po lekturze twego tekstu.
Co cię boli, skąd twa frustracja? Żal się robi i nie jest to kłamstwo jak głosi twe motto.
Napisanie o pracy artysty, że „jest o niczym”, że „jest bezwartościowa”, źle świadczy o samym piszącym niestety. Nasuwa się przeświadczenie, że piszący nie ma myśli ani zrozumienia. Tekst na blogu powinien być bardziej dobitnie wycelowany w postaci kuratorki i drugiego krytyka, bo to zdaje się ich skojarzenie tak bardzo cię, Krytykancie, zbulwersowało. Brak uświadomienia i twoje „czepialstwo” podważa sztukę w ogóle. Jasne, Merzbau nie był płaski. Wystawa Kopika też nie jest płaska. Oczywiście nie jest tak przestrzenna jak dzieło Schwittersa, ale to niczego nie wyklucza. Postawienie przez ciebie pytania „dlaczego wiadro” a nie co innego jest wątpliwą kwestią typu dlaczego Duchamp nie zaproponował umywalki? Powszechnie wiadome i praktykowane jest „przyrównywanie prac współczesnych artystów do czegoś z dwudziestowiecznej sztuki”. Twój indolentny zarzut, że świadczy to od razu o słabości pracy jest zmyślony i ogłupiający. Czytając dalej, twe odpowiedzi na posta Kopika są naciągane i bałamutne. Chyba szkoda mi już czasu na bezwartościową lekturę. Niech Pan śpi dobrze, Panie Kopik, „pięknie” Pan pisze o swojej sztuce! Krytykantowi życzę zwiewności, finezyjności i płynności w słowie oraz myśli. A przede wszystkim ambitniejszej synekury. Taka krytyka to “niewiele więcej niż zapychacz” pustki.

niedziela, 11 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

zdziwiona said
od niedawna śledzę wypowiedzi krytykanta na rózne kwestie i jestem mocno zdziwina,że tak miesza. Czyzby zalezało mu na zbudowaniu własnego wizerunku, który wykorzysta do promowania "własnej" stajni. Wystawy Pana Kopika nie widziałam, ale sprawdziłam jest to młody człowiek i odziwo ma wiele do powiedzenia na temat swojej twórczości, a jest niestety niezbyt często dziś spotykane. Pisze z taką pasją, że aż się chce zobaczyć te i inne prace, Czy Pan widziaŁ pozostałe prace tego artysty. Jestem ciekawa Pańskich komentarzy również na ich temat, Wtedy miałabym większą pewność czy chodzi tylko o "rurkę" czy wogóle o młodych zaczynających, próbujących wejść do "zaczarowanego kręgu sztuki"

poniedziałek, 12 lutego, 2007  
Blogger Krytykant | Kuba Banasiak said...

Nie dająca...:

Ewidentnie się Pani katuje, ale ten blog to na szczęście nie jest lektura obowiązkową. Proszę czytać prasę codzienną, będzie łatwiej, bez jadu, tłamszenia, waśni i wszystkich tych okropieństw. Proszę oszczędzić sobie cierpień, nie ma co się babrać. Co do Pani gonitwy argumentów - powiem szczerze, że nie mam siły na taką pigułę, pozwoli więc, że przemilczę.

serdecznie pozdrawiam


KK:

Hm... Stajni? Chciałbym, jednak w koło same chabety. ;-)
Co do starszych prac P.Kopika, to może...kiedyś...ale wątpię. Raczej bieżące sprawy. Pozdrawiam.

P.Kopik:

Znów za późno na szerszą replikę. Będzie jutro. Powiem tylko, że zaiste wytrawnie werbalizujesz swe dzieło. Może jednak forma pisemna była by odpowiedniejsza? :-)
Pozdr.

poniedziałek, 12 lutego, 2007  
Blogger Krytykant | Kuba Banasiak said...

a, jeszcze jedno. Jesli Kultura TV zamieszcza zapowiedzi, to się nie dogadamy - zapowiedzi chyba się nie ocenia "gwiazdkami" ("oczkami"?).

Po godzinach - pełna zgoda. CJG - czasem info, czasem pretensjonalna recenzyjka, która powinna być zastąpiona notką (po co marnować miejsce). Ale to moje zdanie, chyba szczególne i jak najbardziej pod polemikę. Tak, czy siak, CJG już nie ruszam, chyba, że nawinie się jakaś piramidalna bzdura, a przy dziesiątkach tysięcy nakładu warto - moim zdaniem - choćby spróbować to naprostować. Pozdr.

poniedziałek, 12 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Panie krytykancie. Chciałbym zaznaczyć, że gdyby wszyscy artyści stosowali się do pańskich tekstów, nie byłoby już sztuki. Na wskutek tak wnikiliwych analiz rzeczy niuchwytnych, artyści zapewne zawiesiliby swoja działalność. Przecież nie tak łatwo jest coś przygwoździć "co do milimetra" i zapewniam pana, już więcej "Bujnowskich" nie potrzebujemy. Argumenty pańskich oponentów były trafione, ale pan ich zbył w sposób trochę nonszalancki i niezbyt grzeczny. Odsyłanie kogoś, kto wyraża opinię na pańskim blogu do prasy codziennej, trąci trochę niedojrzałością i brakiem respektu, aczkolwiek był to jeden z najciekawszych argumentów, będących przeciwwagą pańskich. O wielkości świadczy traktowanie swoich oponentów poważnie.
Oczywiście ma pan prawo nawet do ignorowania komentarzy - to jest panski blog. Zdaje sie, że jest także opcja pozwalająca je wyłączyć, ale myślę, że dyskusja jest bardzo wartościową częścią tego przedsięwzięcia.

poniedziałek, 12 lutego, 2007  
Blogger pansowa said...

W obronie Krytykanta

Wiem, że Kuba zaraz powie, że sam sobie poradzi, niemniej to dobry pretekst do tego co następuje:

Dlaczego wszyscy tak strasznie bronicie swojej wrażliwości, nawet za cenę szczerości? Czyż już nie można nikomu powiedzieć, że nie jest artystą, bądź jego sztuka nie jest sztuką? Postmodernistyczna obłuda wszechogarnia większość tutaj piszących. Permanentne poklepywanie się po plecach. Mam wrażenie, że prędzej byście przyjęli krytykę na poziomie "nie lubię cię bo śmierdzisz i masz wszy", niż "nie jesteś artystą". Wolicie być "wszawymi śmierdzielami" i utrzymać status artysty. Jak się pojawi ktoś, kto ten porządek zaburza to od razu pojawia się ferment. Kolektywistyczne myślenie narzuca Wam konieczność "jednej jedynej" definicji sztuki. A taka, żeby była "bezpieczna" to lepiej, żeby obejmowała wszystko, bo przecież nie wiadomo, kto może się znaleźć pewnego dnia za burtą. Inaczej Kuba, niczym CZE-KA sztuki, zapuka w nocy do Waszych drzwi i oświadczy, że nie jesteście artystami? Strach się bać.

Mogę krytykować Kubę, za wiele rzeczy, ale przynajmniej jest szczery w tym co robi.

Moje trzy grosze do głównego wątku:

Nie ma co się oszukiwać, że w warstwie formalnej „wszystko już było”. O tym wiedzą wszyscy.

Pan wybaczy, ale to jest żałosne stwierdzenie. Trochę szczerości, to Pan razem z setkami innych trafił na ścianę, a nie sztuka. Sztuka co najwyżej sięgnęła sufitu i dna ludzkiego intelektu.

poniedziałek, 12 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Brawo Kopik!

poniedziałek, 12 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Krytykant wytwornie radzi komus tam nie zagladac na jego bloga, ale zapewne wiele osob (ja tez), zaglada nie dla tekstow, tylko dla komentarzy. (Teksty zawierają rażące braki w narzędziach oceny sztuki - tekst o Przybylskim był pod tym względem wręcz podręcznikowym przykładem). Za to komentarze b. interesujące. Cieszę się, że przeczytałam Piotra Kopika.

poniedziałek, 12 lutego, 2007  
Blogger Krytykant | Kuba Banasiak said...

Nie ma, co się oszukiwać, że w warstwie formalnej „wszystko już było”. O tym wiedzą wszyscy.

- Przeciwnie - cały czas są nowości i tak, jak w każdej epoce (przypuścimy - dekadzie), dziś ich stosunek do wtórnej chałki jest jak 2 do 98. Pozwolę sobie przytoczyć tu wypowiedź M. Porębskiego z 2001 roku: „Nic nie umarło. Wszystko ma się dobrze”. A może znasz datę, kiedy progres formy się zatrzymał? Chętnie poznam, bo nie należę do tych „wszystkich, którzy wiedzą”.

Istotny jest powód sięgnięcia po daną estetykę (o tym później), czy zmodyfikowanie bądź odświeżenie już funkcjonującej.

- Będę obstawał, że nic nie odświeżyłeś ani zmodyfikowałeś. To rutyna (o czym niżej).

Istotny jest także sposób zestawienia tej w końcu multimedialnej wystawy. Istotny jest sposób zestawienia tych w końcu odmiennych estetyk obecnych na wystawie i miejsce tej wystawy. Wystawa jest w galerii, która jest tak naprawdę niewielkim nieco zniszczonym mieszkaniem,
To idealne miejsce dla „Rurki”. W jednym z dwóch pokoi mamy wrażenie chaotycznego układania wystawy, (część rzeczy ustawianych jest na podłodze, dużo prac wieszanych jest na sobie), a może pomieszczenia - warsztatu pracy, gromadzenia wyobrażeń dotyczących obsesji. Wspominane wiadro ustawione jest na piwnicznym regale, co znowu „odwystawia” tę wystawę.

- Według mnie ta wystawa jest doskonale uładzona - chłodna, jak wiadro lodu. Wieszanie obrazków i odbitek „ciasno”, nawet na sobie, nie jest dla mnie synonimem kompulsywności, nadmiaru, estetycznym ekwiwalentem obsesji, etc. To całkowicie rutynowy sposób przedstawiania sztuki, znany od kilkuset lat, a dla XX wieku kanoniczny. Chaos to pokazuje Hirschhorn. Regał „odwystawia”? Wolne żarty... Według mnie od długiego, długiego czasu nic nie „odwystawia”. Regał jako transgresja na polu wystawienniczym? Ejże...

Napisałeś „wszystko wymuszone, wysilone na „bycie sztuką””. No właśnie chyba jest wręcz odwrotnie, całość jest raczej niezbyt zobowiązująco pokazana. Jest dość otwartą strukturą, momentami właśnie surową, szkicową. Animacje są dość prostymi parosekundowymi, czarnobiałymi i lekkimi szkicami koncepcyjnymi, a nie wypracowanymi efekciarskimi popisami. Jednocześnie funkcjonują bardzo plakatowo, tzn. surowe, proste, wprost. Dodałbym, że są jednocześnie skupione zwarte i dość precyzyjne. W tym sensie to niech i będą „szkolne”.

- Staram się cały czas powiedzieć, że to jest ani zobowiązujące, ani nie. To jest po prostu ZWYKŁE. I kwieciście zwerbalizowane przez Artystę. Ot, powieszone obrazki i wiadro na regle, ok. Ale jeśli mówisz już „całość jest raczej niezbyt zobowiązująco pokazana”, ja odpowiadam - to jest w swojej bezpretensjonalności pretensjonalne, zamierzone właśnie, ja nie czuję tu „alogicznego żywiołu”, a raczej „zaprojektowaną wystawę”.

Natomiast „kartoflane” grafiki odbijane na papierze pakowym, będące prymitywnymi drzeworytami, nie są prymitywne w swoim przedstawieniu. To, co jest przedstawione jest znowu bardzo plakatowe, precyzyjne i momentami dość wyrafinowane formalnie.

- Absolutnie się nie zgadzam. To całkowita sztampa. Jeśli masz zdjęcia tych odbitek z wystawy, prześlij mi kilka (adres mejlowy jest na blogu), a ja je zamieszczę, żeby każdy wiedział, o czym mówimy.

Natomiast połączenie prymitywnego sposobu odbijania, przemysłowej, emaliowej gęstej farby dało naprawdę dość ciekawe, świeże rezultaty estetyczne,

- Znowu: to całkowita sztampa. Poza tym - jakie znowu „świeże rezultaty estetyczne” - przecież progres formy nie istnieje. :-)
A tak serio to ta fraza to według mnie w kontekście tych odbitek niemal profanacja. :-)

co potwierdzają liczni odbiorcy tej wystawy.

- To dobre. Prawie, jak komitet centralny. :-)
Ja nie potwierdzam, zaprzeczam nawet.

Grafiki, odbitki, czy jak je nazwać pełnią tutaj trochę role pomocniczą. Powtarzają się, tworzą nieregularne ciągi multiplikacji, każda odbitka trochę inaczej „skopsana”. Zachodzą na siebie, są też tłem (!) dla np. obrazów. Obrazy z kolei przy grafikach i innych obrazach przestają oddziaływać jak „święte obrazy”. I nie jest to główny atut takiego ich powieszenia, jest to po prostu ważny element całości.

- Nie chcę się powtarzać. Retoryka.

I mimo tego, ze może jesteś w stanie znaleźć odpowiedniki w sztuce niektórych rozwiązań formalnych na nich, to trzeba przyznać, że dość w nieoczywisty sposób te rozwiązania są traktowane.

- Każdy, kto choć trochę liznął hist. szt. jest w stanie. Co do „nieoczywistości rozwiązań” - patrz akapit nr. 3.

Poza tym, każdy obraz posługuje się innym rozwiązaniem. I jak się zastanowisz to dany sposób jest maksymalnie adekwatny do treści danego obrazu. Specjalnie nie ma tu ozdobników i tricków estetycznych. Lepiej byłoby mówić na poszczególnych przykładach, ale nie ma to tu sensu, bo nikt ich nie widzi, Ty ich nie pamiętasz, a poza tym to jest to tylko komentarzem, w komentarzach.

- Retoryka, retoryka, retoryka. Te obrazy są akademickie do cna, możesz mi mówić, że niosą rozwiązanie zagadki wszechrzeczy - a ja i tak nie uwierzę.

Wróćmy na chwilę do wiadra, pokazanie go wcale nie jest jakimś łatwym i ogranym trickiem formalnym mającym pretensje do „wspaniałego nowatorskiego obiektu sztuki”. Sposób jego pokazania, opracowania (słomki, namalowane nerwy) jest dość zaskakujący i ryzykowny. Ryzyko polega tutaj na tym, że chyba udało mi się stworzyć frapujące zawieszenie pomiędzy zupełnym banałem użycia tych przedmiotów a dość poważną symboliką.

- Jak wyżej. Dla mnie „zaskakująca i ryzykowna” jest Twoja retoryka odnośnie tego nudnego artefaktu.

To oczywiście dość znane strategie dawnych dadaistów,

- Bingo! I całej sztuki ostatnich 85 lat, której pełno w zakurzonych magazynach.

jednak mam poczucie, że tylko dość lekko gdzieś tam majaczące. Nie mające raczej wpływu, na odbiór tej pracy i w ogóle całego projektu. Nie ma tu tej „dzikości”. I zgadzam się, że o nikim nie można dziś pisać, że jest autentyczny, dziki, punkowy i że super, bo nie zna historii sztuki. Można się dowiedzieć, nauczyć i sprawdzić. Jednak oczywiście możemy używać różnych „dzikich” sposobów. Jednak w tej wystawie nie ma chyba żadnej tego typu dzikości. Jest raczej „szkicowość”, nie formalna, koncepcyjna.

- chodziło mi o dzikość w sztuce (pamiętaj, że działasz na jej płaszczyźnie ze wszelkimi intelektualnymi konsekwencjami), a nie „autentyczność” jako taką. Bo i autentycznym można być jak najbardziej.

Całość jest dość klamociarska, ale precyzyjna w swoim suchym, momentami monochromatycznym klimacie. Powstał trochę taki chaos, ale widzisz nie powierzchowny, nie na zasadzie powrzucać, byle się kojarzyło. Nie „kontenery śmieci zabite dechami”. Powstała przestrzeń do wejścia „w mój umysł” w ten „pamiętnik”, czy „szkicownik”. I może to być właśnie wartością, zależy to od odbiorcy, jego chęci i zależy to od tego czy ta moja wrażliwość jest bardziej niż przeciętna. A czy jest? Nie mi to oceniać, ale z „doświadczenia życiowego” i „ogólnego rozeznania”, wnioskuję, że raczej tak. Dlatego w końcu postanowiłem pokazać ten „pamiętnik”.

- Jak wyżej, wszystko już napisałem...

Podzieliłem się ze wszystkimi swoją ponad półroczną obsesją. Obsesja polegała (może jeszcze chwilę polega) na tworzeniu w wyobraźni, formy rurki albo rury i słomki, jako formy kontaktu z rzeczywistością. Skoncentrowana forma, do wciągania, zasysania, szukania (sensu), szukania kontaktu z ludźmi. I co jest puentą (patrz wystawa, wszystkie prace), rurka ciągle natrafia na pustkę albo za pomocą rurki bohater kontaktuje się ciągle sam ze sobą, a kontakt z innymi staje się albo wampiryczno-pasożytniczy. Ważnym dopełnieniem wystawy są momenty zwątpienia w jej temat, (patrz obraz upadającego, co mu słomki z kieszeni wypadają albo obraz z żyjącymi własnym życiem rurkami obok znudzonego, śpiącego bohatera).

- No więc rurka/słomka jest o nadobecności dętych symboli w przestrzeni artystycznej, postdadaistyczna psotą, czy serioznym poszukiwaniem „formy kontaktu z rzeczywistością”? A może ”pięknem”? Jak pisałem, jest wszystkim, więc niczym. Metafory - jak mówiłem - naciągane („obraz upadającego” równa się „zwątpienie w ideę wystawy”). Dla mnie.

Widzisz, niekoniecznie. To dość akademickie twierdzenie i tak naprawdę zależy od projektu. A z kolei takie myślenie przywołuje raczej sposób pracy agencji reklamowych.

- ???

Chorobą dzisiejszej sztuki nie jest mnogość „otwartych” i ryzykownych projektów. Chorobą, są określone i zarżnięte projekty. Zaprojektowane projekty. Hasło, realizacja. Temat + trafne (bądź mniej) wykonanie. To łatwiejsze dla krytyki i środowiska artystycznego.
Taki też jest ten płaski projekt City Air.

- Dla mnie to właśnie opis Twojego projektu. Twoja świadomość pokazuje, że doskonale wiesz, co trzeba przezwyciężyć. Pisałem w poprzednim komentarzu o „negowaniu idei wykoncypowanych projektów za pomocą ŚWIADOMIE projektów wykoncypowanych”. Nie zmieniłem zdania.

Metafora z wiadrem nie jest kompletnie dowolna. Jeżeli wiadro jest tym „źródłem”, z którego odchodzą słomki, i to co jest w tym wiadrze jest dziurą w obrazie, pustką. A potem leży obok realnego wiadra to co było wycięte w obrazie. To analogia tego do realnego wnętrza realnego wiadra jest oczywista. I przedziwna, może zabawna materializacja pustki też jest jasna.

- za dużo słów i za dużych. No właśnie (patrz poprzedni komentarz): nie jest dowolna, jest UZASADNIONA aż nadto.

Przy Twoim argumentowaniu wychodzi na to, że dużo literatury (głównie poezji) to nie sztuka.

- ??? Nie jest sztuka ładnie zwerbalizować kiepską sztukę, tak.

Nikt tu nikomu nic nie każe. I Jestem daleki od chęci „zachwycania”.
Kto dziś tego oczekuje od sztuki, raczej od jakiś fajnych, spoko, super galeryjnych produktów.

- Najbardziej spoko super jest brud i brak spoko super. Dlatego to Twój projekt robi za coś więcej, niż przeciętny projekt spoko super - choć robią i one. To jedno i to samo wiaderko projektów.

+++++++++++++++++++++++++

Chyba czas zakończyć polemikę - ja dałem dwa komentarze i Ty. Po prostu czuję, że się powtarzam, zaraz napiszemy o „Rurce” książkę, a tego byśmy nie chcieli. :-)

Na marginesie - może naprawdę powinieneś pisać? Odwrócić sytuację - paraabstrakcyjny tekst plus ilustracje?

Teraz reszta należy do naszych przewspaniałych czytelników i ich opinii. Ja już nie mam nic do dodania. Było miło. Dzięki.

Aha - to nie jest systemowo narzucona faszystowska wizja frustrata, który chce anihilować sztukę współczesną z jej jestestwa, tylko indywidualny punkt widzenia poparty argumentami. Dziękuje nadto za zapewnienie, że „więcej Bujnowskich nie potrzebujemy”. Dobrze jest się uczyć od adwersarzy.

poniedziałek, 12 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Nie widząc wystawy odbieram sobie jakby prawo głosu do wypowiadania się o niej, więc wypowiem się tylko na temat relacji panow Ko. i Kr.

Nie będę bronić P.Kopika, bo sam się pcha. Swiadomie wychodząc do galerii naraża się na ostrzał krytyki (która podobno, jak tu tysiąckroć zauważono, zamiast strzelać leży wygodnie w fotelach ogladajac tvpapke co potem do niej porownanie byle czego wychodzi na sztuke, bo mowi o czyms wiecej).
Może faktycznie tak jest, że ta leniwa krytyka, nie wychodząc na polowania, nie szczując, usypia czujność potencjalnego artysty, ośmiela osoby, które normalnie by nie wylazły ze swojej szuflady, pozwala im wyciągnąć kupę szpeja i wtykać to w galerię jako sztukę (akurat nie mówię tu konkretnie o P.Kopiku, bo nie wiem jak z nim jest). Bałagan w otoczeniu człowieka może odzwierciedlać bałagan wewnątrz. To najprostsza z metafor i chyba do każdego przemawia. Nie każdy bałagan udostepniony dla publiczności to sztuka. A nawet udostępniwszy bałagan nie nazywajmy tego sztuką. Jeśli to sztuka, to powie to ktoś inny, a nie powiem tego ja.

Tu leży sedno. Tu leży moim zdaniem pogrążenie pana Kopika oraz wielu innych. Że objawia swój koncept. Że obnaża swoje myśli, swój zamiar. Że sam się tłumaczy. Tak nie można! To jest dla mnie właśnie punkt straty autentyczności! A nie to, że Kuba Krytykant napisał, że to nie jest autentyczne. On wyraził swoją opinię jedynie (no nie tak jedynie, popartą doświadczeniem i znastwem formalnym). Kogoś innego mogłoby to naprawdę wkręcić, pytanie ile osób to wkręci to dla mnie pytanie o uniwersalność przekazu.
"Podzieliłem się ze wszystkimi swoją ponad półroczną obsesją. Obsesja polegała (może jeszcze chwilę polega) na tworzeniu w wyobraźni, formy rurki albo rury i słomki, jako formy kontaktu z rzeczywistością. Skoncentrowana forma, do wciągania, zasysania, szukania (sensu), szukania kontaktu z ludźmi. I co jest puentą (patrz wystawa, wszystkie prace), rurka ciągle natrafia na pustkę albo za pomocą rurki bohater kontaktuje się ciągle sam ze sobą, a kontakt z innymi staje się albo wampiryczno-pasożytniczy. Ważnym dopełnieniem wystawy są momenty zwątpienia w jej temat, (patrz obraz upadającego, co mu słomki z kieszeni wypadają albo obraz z żyjącymi własnym życiem rurkami obok znudzonego, śpiącego bohatera).
"
choćby ten fragment pokazuje mi, że P.Kopik miał naprawdę coś do powiedzenia i to by mi wystarczyło za cały komentarz do wystawy, a nie udowadnianie, że grafiki są tłem do obrazów ble ble, to jest techniczny bełkot, to nie oddaje uczuć. Artysta Coś czuł. Jak kazdy czuje, a nie każdy umie przekazać. A sztuka to umieć. Sztuka dla mnie ma tak działać, że to Coś wyjątkowego, ten klimat, to wzniesienie lub upadek ducha odzwierciedli i w duszy odbiorcy, choć na chwilę. To jest język, to jest mowa i znak tego Czegoś co realnie jest w środku.
I za niemądre uważam argumenty o braku wrażliwości Krytykanta, bo przecież jest on takim samym dobrym odbiorcą jak każdy inny. I jeśli Twoja sztuka panie Kopiku jest naprawdę dobra, to osoby wychodzące z galerii wyjdą z tym takim czymś co zalęgnie się w ich sercach i będą mówić chyba jednak o uczuciach, treściach i klimacie. A o formie jakiś kolega po fachu powie: jak on to przedstawił! tak prosto, że też ja na to nie wpadłem. I spróbuje coś swojego powiedzieć w ten sam sposób i może nawet przerośnie mistrza, ale to Ty będziesz nowatorem prekursorem, choćby jakiegos połączenia czegoś co już istnieje. I to będzie sukces formy.

Wiec moje zyczenie jest takie: niech sie sztuka sama broni i niech dyskutuja o niej odbiorcy. A autorzy wypowiadajac sie niech bronia raczej odczuc, uczuc, klimatu i tego co chcieli przekazac, a nie formy. Niech mówią o tym co sami czują a nie co powinni poczuć odbiorcy. Niech słuchają czy odbiorcy zrozumieli co im chciało się przekazać. Jesli nie udalo im sie trafic ta forma, to jesli to gdzies naprawde w nich siedzi i chca sie podzielic z innymi, niech probuja nastepnej. Do skutku.

To co zniechęca odbiorców do sztuki - to chyba właśnie niesmak, że coraz więcej artystów, myślę, że także tych uznanych, tworzy po to żeby SIĘ podobać, a nie żeby coś szczególnego, mądrego i ważnego przekazać. Przerost artysty nad dziełem.

to tyle, pozdrawiam i lubię czytać tu, to ciekawe dyskusje.

poniedziałek, 12 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

jeszcze tylko dodam w tej metaforze rurki, że tak wydaje mi się z tych relacji, że skupienie poszło po prostu w rozwijanie metafory, a nie w rozwijanie tego, co to wsysanie rurką tylko symbolizuje.

poniedziałek, 12 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

bardzo mnie ciekawi w jakiej dokładnie pracy, jakigo artysty pojawiło się ostatnio coś nowego formalnie?

poniedziałek, 12 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

W odpowiedzi na twe kolejne niedojrzałe i niedoświadczone prowokacje, Krytykancie, zapewniam cię, że daleko mi od katowania się. Pensum sama sobie wyznaczam i jak widać pozostałeś na mej liście. Raczej w tobie wyczuwam batożenie samego siebie z braku pomysłu na lepsze wyjście z sytuacji. Uparte twe argumentacje rozśmieszają donośnie nie tylko moją osobę. Żal, ale doradzić mi nie potrafisz, prasa codzienna i telewizja mnie nie dotyczą. Okazuje się, że w kolejnej kwestii nie podołałeś pomimo mało ambitnego gambitu. Twój ton moralizatorski przyjmuję za laury, a potwierdzeniem jest twe bojaźliwe przemilczenie.
Sprawa cała wyjaśniła się, gdy w końcu się przyznałeś, że nie znasz żadnej innej pracy Kopika. Brawo! Wypowiadanie nie znając się na rzeczy, a wszelkie pro i kontra podpierając wydumaną szczerością opinii, naciąganą retoryką i oszukańczymi blefami, to prawdziwa rewolucja w krytyce polskiej sztuki współczesnej! Moje powątpiewania okazały sie słuszne. Toteż ty nie masz pojęcia o istnieniu [in’kluda]! Może powinieneś cofnąć się trochę w swych zajęciach, zacząć od “protokolanctwa” i nauczyć się przy okazji czego. Wymądrzasz się, a mało tak naprawdę wiesz.
A Kopik niech absolutnie nie poprzestaje na pisaniu, jak widać porady Krytykanta na nic się nie zdają. Niech tworzy, są tacy co wiedzą, że to “dobre”. A ci co żółkną, że Kopik tak potrafi o swej sztuce pisać, niech dojrzą nonsens całej sytuacji, gdy to niedouczony Krytykant sam się prosił o częsciowe “łopatologiczne” przedstawienie treści, formy i zamierzeń. Na koniec dodam, że dyskusja, owszem, ciekawa, ale atrakcyjniejsza dla wszystkich by była, gdyby wypowiadający się wprzód pokusili się na obejrzenie wystawy, a nie jak ich Mistrz i Pan, po dyletancku.

poniedziałek, 12 lutego, 2007  
Blogger Krytykant | Kuba Banasiak said...

rn:

racja, racja. choć raczej odnośnie sztuki jako takiej, a nie faktu wypowiadania się przez PK. pozdr

A:

Ja byłem pierwszy - więc kiedy forma przestała mieć znaczenie?

Szanowna Pani:

(ufff)
a więc: rozłożyła mnie Pani na łopatki, poddaję się, zwycięstwo. jest Pani prze - przenikliwa, oddaję pole. najlepszego!

wtorek, 13 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

a ja płaczę, zawżdy głos z wysokości
przypomina mi mą zmarłą oślinkę .;)

wtorek, 13 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

To jest problem tego bloga - kogokolwiek skrytykuje krytykant, to zamiast go skreslac z listy wynosi do rangi kontrowersyjnych artystow. ja bym sie nie bawil w odpowiadanie wrazliwym lub nie artystom, ktorzy przede wszystkim wypowiadaja sie swoimi dzielami (kubelek z rurkami = stan umyslu + wrazliwosc + wyksztalcenie kopika), lecz staral sie prowokowac krytykow, ktorzy wywolani do tablicy czytaja tego bloga i odpowiadaja pokatnie anonimowo. na miejscu kopika mialbym pretensje nie do krytykanta, ten zrobil mu "fejm", ale do tych pismakow, ktorzy narobili mu wiochy porownaniami ze schwittersem etc. jesli artysci beda omijali takich kuratorow i "krytykow" to juz ten blog spelni swoje zadanie, trzymam kciuki!

środa, 14 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

I znów hlip hlip, jestem tu za późno... i znów nie mogę się powstrzymać ;D
Szanowny Krytykancie... pytanko miałbym i jedną małą uwagę... od uwagi zacznę ;) Otóż... to że odczówasz artystyczne wysiłki jako chłud i retorykę, wcale nie oznacza, że nimi są, dczucie widza nie jest odczuciem autora, tylko wrażeniem, indywidualnym wrażeniem, może głębszym w przypadku krytyka, miłośnika sztuki, czy innego artysty, niż tzw. laików, ale jednak subiektywnym, nikt z nas od tego nie ucieknie, więc... brak litości o jakim mówi hasło Twojego bloga, nie musi oznaczać braku wczówania się w wrażliwość artysty, czy zaprzeczania do oporu, iż ona w ogóle uczestniczyła w procesie twórczym, bo tego nie możesz wiedzieć, zwłaszcza w kwestiach o których mówisz, że "Twoim zdaniem"... nie ma się co dziwić że autor się oburza, a że drugi jego tekst staje się bardziej merytoryczny, to też nie koniecznie dlatego, że na "chłodno" przemyślany... tak już się składa że od zwierzątek różni nas inteligencja a od komputerów wrażliwość i zdolność empatii, o której nie można zapominać... sprężone do skoku zwierzę nie myśli tylko koncentruje emocje, komputer w pełni uruchomionej mocy obliczeniowej jest czystą matematyczną logiką, objawiając jednocześnie największą wadę inteligencji, brak obiektywizmu-wiedzy absolutnej, człowiek, ani Ty ani autor, nie jesteście ani obiektywni ani wolni od emocji, a nasza wyobraźnia, indywidualna swiadomość jest połączeniem obu tych sfer... w największych działach i najbieglejszych tekstach, ich kumulacją(wprost proporcjonalną zawyczaj do ich jakości i siły, a obsesja może istnieć jako neuroza lub być wynikiem nakręcenia jej przez ciągłe myślenie o czymś, prowadzące do przeżyć już emaocjonalnych i tak dalej... ). Możesz więc powiedzieć na pewno, że nie odczułś tej wystawy, nie dotarło do Ciebie jej przesłanie, więc wnioski Twoje kierują się ku wyjaśnieniom takim a takim, prawda że to lepiej brzmi? Czy nie dotarło i czy wnioski stawiasz słuszne bo ... artysta skrewił, czy też jak mówi artysta, Ty skrewiłeś? Coś mi się zdaje, że tu obaj za ostro stawiacie sprawy... robi się z tego nie dialog, a jak słusznie zauważyłeś, powtarzanie w kółko tego samego... a przecież Artysta nie jest zobowiązany pisać super precyzyjnie, za to od Krytyków się tego wymaga... po to są, by nie tylko oceniać ale i tłumaczyć czemu sądzą... a nie że sądzą i koniec.

Nie zgodzę się z Foką, i innymi że nie można klepać po plecach kogo się chce, albo że nieszczerą musi być solidarność zawodowa... albo że nie można krytykować krytyka, ba powinno się, bo wtedy i tylko wtedy krytyk nie staje się na podobiństwo wyroczni i kapłana jedynie słusznej prawdy... co nie jest w mocy żadnego krytka.

A to że jak kogoś, dajmy na to artystę, polityka, czy świniopasa nazwiesz świnią, to przyjmie to łatwiej niż stwierdzenie, że nie jest kolejno: artystą, politykiem czy, świnopasem, to raczej oczywiste... i niczego o szczerości oburzenia nie mówi...
ani jakości krytyki.

Z koleji ostre w tonie wypowiedzi pani S, są znów za ostre, a napiszę o dwóch sprawach:
1. argument "dalaczego wiadro", i odpowiedź Krytykanta o konieczności zapięcia dzieła na ostatni guzik, potwierdzania się dziełła samego w sobie... i Pani stwierdzenie o tym "dlaczego Duchamp nie zaproponował umywalki"... świadczy że jednak Krytykant wychodzi cało... czemu primo - bo szkicowość o której mówi artysta, powoduje, iż trudniej odczytać formę=treść ostateczną, jest ona właśnie niedookreślona, co nie zawsze jest wadą, ale może nią być,
np. jeśli "uświetnia" całą wystawę... a nie np. niektóre prace, z jakichś określonych powodów... bo jak w tym kawale o Rodinie "pyta młody artysta Rodina jak to się dzieje że pana rzeźby są tak świetne, ano odpowiada artysta wybitny,,, trzeba wźiąść kamień i poodbijać wszystkie niepotrzebne kawałki..." co wychodzi widać(!!!), albo i nie widać, secundo - to że artysta z naciskiem tłumaczy krytykowi co z czego i dlaczego, nie znaczy że to z czego i dlaczego mu wyszło, albo że jest to odbieralne np. z powodu zbyt daleko posunietej szkicowości...
tercio - Dichamp nie mógł wybrać umywalki bo umywalka na nikim nie zrobiłaby odpowiedniego wrażenia, także dlatego, że byłaby wymownym symbolem oczyszczenia, odnowy, a nie buntu i krytyki dawnych rodzajów konceptyzmu, narracji i ,,, nade wszystko... estetyki... jakim jest pisuar.
2. Nie trzeba szanowna Pani, znać całej twórczości dajmy na to Leonarda by mówić o Monie, za to by mówić o całym dorobku tego artysty owszem trzeba znać wszystkie jego dzieła. Krytykant nie pisał o całej twórczości autora, ale o konkretnej prezentacji, od tego jest(sorrry za porównanie, niech się autor nie robi z niego dumny, bo to co widziałem na zdjęciach nie robi na mnie wrażenia, a jak by było na wystwie nie mam pojęcia...przykład miał tylko pokazać błąd w argumentacji).

Nie zgadzam się z autorem, że skoro "wszystko już było" to można jeszcze coś "odświerzyć albo zmodyfikować" a o tym co było można wiedzieć jak się wszystko zobaczyło... zna Pan choćby wszystkie zbiory muzeów? Był pan u każdego artysty, który skupiony na robicie nie zawsze ma czas bywać i dawać się krytykować?
Nie uwierzę.

Poza tym nie lubi Pan wykończonych prac, cóż, czasem(i tylko czasem!) to racja, wykończenie staje się tylko blichtrem technicznym... czasem jednak... nadmierna szkicowość, prawie wyglądająca na niedbałość, którą Krytykant ma za nonszalancję, może stać się czymś gorszym, niedokończeniem, które o niczym nie mówi nie dlatego, że mówi o wszystkim, tylko dlatego, że miało ambicje mówienia o wszystkim i nie podołało... np. bo zatrzymało się na zbyt wczesnym etapie "odbijania niepotrzebnych kawałków"...

Krytykancie, chciałem spytać jaki masz przepis na uniknięcie wtórności "wyrobu" artystycznego wobec ideji jaka artyście przyświecała? ;) Tak stawiając sprawę, to wydaje mi się, zawsze każdy obraz czy dzieło jest wtórne... ;) chyba że chodziło o to, że dzieło ma nie mieć szkiców nie mieć ideji wcześniej opracwoanej i przemyślanej, tylko być zauważeniem, natchnieniem chwili, albo złożonym procesem dziejącym się od razu w obrazie... ale to jako proces twórczy też już od dawna funkcjonuje... nawet nie tylko w sztuce współcześnej... i też, samo w sobie, nie zapewnia niczego dobrego... chyba że czegoś nie zrozumiałem?

niedziela, 11 marca, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Ach... sorry Krytykancie ,że tak nagle per "Ty" wymskło mi się, to z natchnienia ;)

niedziela, 11 marca, 2007  

Prześlij komentarz

<< Home