czwartek, stycznia 18, 2007

Siedem rodzajów złej sztuki współczesnej, czyli o obowiązkach krytyka w nowym roku (zakończenie)

4.Trawestanty
Czyli przeróbki, tak zwane błyskotliwe parafrazy. Kolejna sztanca, z której korzysta niepokojąco wielu niezdolnych artystów, a którym uchodzi to na sucho; kolejna sztanca, do której lgną krytycy, a którym teksty ograniczające się do referowania frazesów uchodzą na sucho. Sztanca jak sztanca - nie tyle nie wymaga myślenia, co je tępi.

Wydaje się, że charakter dokładnie tej matrycy bezbłędnie scharakteryzował Jean Baudrillard (mimo, iż w skutek potraktowania sztuki współczesnej jako jedni wydał na nią nazbyt ostry wyrok): Zdaje się, że nie pozostaje nam już nic prócz niekończącej się retrospektywy tego, co nas poprzedzało. Cytowanie, symulowanie, powtórne przywłaszczanie - sztuka współczesna przywłaszcza sobie w sposób mniej lub bardziej ludyczny, mniej lub bardziej kiczowaty, wszelkie formy i wszelkie dzieła należące do bliskiej lub dalszej przeszłości, a nawet współczesności. Rzecz jasna tego rodzaju remake czy recykling mienią się ironicznymi, jednak właściwa im ironia jest jak zużyty wątek tkaniny, jest niczym więcej niż skutkiem rozczarowania rzeczami - to ironia skamieniała. Mrugnięcie okiem polegające na zestawieniu ze sobą aktu ze Śniadania na trawie z Grającym w karty Cézanne’a jest jedynie chwytem reklamowym, wyrazem humoru czy ironii, iluzoryczną krytyką stanowiącą charakterystyczną scene dzisiejszej reklamy, pochłaniającą świat artystyczny.

I choć Baudrillard nie jest historykiem sztuki, a także gra oczywiście we własną grę (refleksów swych teorii szuka nawet na obszarach, co do których nie jest w pełni kompetentny, jednak to może właśnie dlatego jego koncepcje są tak frapujące), jego diagnoza wydaje się być trafna - zbyt łatwo dziś trawestować, aby mogło mieć to jakikolwiek ciężar gatunkowy (nie wspominając o krytycznym). Jeśli zatem potraktujemy powyższą wypowiedź jako dotyczącą szczegółu, nie zaś ogółu (sztuki jako takiej), wyłoni nam się wcale trafna definicja jednego z najbardziej ogranych motywów sztuki współczesnej.

W Polsce wirus trawestacji atakuje już na akademiach, by rozplenić się jako ironiczna właśnie gra z konwencjami. Krytycy są nim niezmiennie zachwyceni, a przynajmniej zobojętniali na jego zachowawczość - jakby akt wymyślenia wariacji na temat (u)znanego dzieła świadczył o czymkolwiek, poza sobą samym.

5.Kipeskie prowokacje
Z niniejszą kategorią wiąże się problem, bowiem w tak specyficznym społeczeństwie, jak nasze, każda artystyczna - nazwę ją - wyrazistość szybko staje się obiektem zainteresowania mediów i/lub polityków. W wypadku, kiedy władza (tego, czy innego szczebla) próbuje wpływać na kształt i treść ekspozycji, wartości czysto artystyczne schodzą na dalszy plan. Więcej - w tymże wypadku analiza kontrowersyjnego dzieła jawi się rozrywką bez mała kabotyńską.

Warto zwrócić jednak uwagę, że kiedy krytyka zajęta jest obroną generaliów, przyzwoleniu ulega tymczasem wysoce tu prawdopodobna miernota - zarówno intelektualna, jak i formalna. Co gorsza, nadgorliwość władz prowadzi do sytuacji odwrotnej od zamierzonej - artyści prowokują tym chętniej, im łatwiej dzięki temu zaistnieć. Obrazoburczość staje się zatem strategią, dzięki której chałturnik zyskuje nimb męczennika w imię swobody wypowiedzi. W kraju krzyża i hostii prowokować jest niezwykle łatwo.

Znamienna zdaje się tu być Legnicka Wystawa Międzynarodowego Konkursu Sztuki Złotniczej z podtytułem Skandal. Do rangi sztuki krytycznej urastają tu gesty tak błyskotliwe, jak ulokowanie godła SS przy koloratce (praca pt. Gott mit uns autorstwa pana, którego nazwiska nie będę unieśmiertelniał), czy umieszczenie przypominającej noworodka laleczki w prezerwatywie. Rzekomej pikanterii (a w istocie żałosnego koniunkturalizmu) dodaje fakt, iż witryny galerii wychodzą na kościół. To właśnie w Legnicy rozdźwięk pomiędzy artystyczną jakością prezentowanych prac, a moralną koniecznością ich obrony stał się tak nieznośny, bowiem wszelkie relacje z tej kuriozalnej prezentacji skupiły się nie na sztuce, lecz - ano właśnie - na skandalu. W efekcie ustosunkowywanie się do wystawy sprowadzało się w istocie do ustosunkowywania się do zaistniałego faktu próby cenzurowania sztuki (czy raczej czegoś, co się nią arbitralnie określiło).

Jednak w momencie, kiedy trochę już okrzepliśmy - wszak żyjemy w epoce po Nieznalskiej - warto zacząć zwracać uwagę na jakość artystycznych prowokacji. Nauczmy się krytykować złą sztukę krytyczną przy jednoznacznym wyraźnym podkreśleniu, iż absolutnie niedopuszczalne jest jej cenzurowanie. Być może wówczas kolejny „prowokator” zastanowi się, czy upubliczniać swe wtórne, proste dziełka. W przeciwnym razie będziemy zmuszeni bronić hucpy, a nie sztuki. Nie muszę nadto dodawać, że herezja stała się w sztuce już nie tyle klasyką, co niezwykle pożądanym towarem.

6.Pomyśliki alias koncepty
To kategoria słabo uchwytna, także dlatego, że niezwykle pojemna i elastyczna. Obejmuje realizacje opierające się na mniej lub bardziej skomplikowanym pomyśle, którego dopełnieniem jest odpowiednia eksplikacja (np. „ubezpieczę swój talent”). Formalną stroną projektu może być tu - choć nie musi - istniejący fizycznie dowód jego realizacji, świadectwo (zdjęcie, film, dokument, rachunek, et cetera). Czasem są to proste realizacje będące wizualizacją danego pomysłu (np. „w chińskich ciasteczkach umieszczę moje autentyczne esemesy, zamiast tradycyjnych wróżb”). I choć mogłoby się wydawać, że oto poszerzeniu uległy strategie konceptualne, to w istocie wymyślanie kolejnych projektów stało się najprostszym sposobem zdefiniowania się wrażliwej jednostki jako artysty. Stąd też niesłychana intelektualna doraźność i jednowymiarowość tych realizacji, stąd też - jak sądzę - tak popularna w tym wypadku retoryka interpretacyjnej otwartości („nie wiem do końca, co mój gest może oznaczać, pozostawiam otwartą furtkę, nie chcę nic narzucać”), ale także nadmiernej dosłowności („zrobiłem to i to, ponieważ to i to”).

Tego typu koncepty zyskują na ogół miano mniej lub bardziej wdzięcznych i trafionych, zaś wartością staje się tu specyficzny chłód, ulotny minimalizm, (deklaratywna) poezja, zimna finezja i dekadenckie przymrużenie oka, także swoisty pure nonsens. Te projekty mają o czymś świadczyć - o czym, możemy przeczytać w załączonej ulotce. W istocie wartością samą w sobie staje się tu pewna konstatacja (zauważenie jakiegoś zjawiska, aberracji bądź zdumiewającej rzekomo prawidłowości). To w końcu uporczywe wypatrywanie rzeczy, które można by przerobić na sztukę.

Dobrym przykładem jest tu sterta piasku z wykonanym nań napisem „THE ONE” autorstwa Huberta Czerepoka. Czerepok uzasadnił przeniesienie owej sterty do galerii tym, że kiedy zobaczył ją na jednej z ulic Rotterdamu, zdała mu się wytworem „bądź to kretyna, bądź to geniusza” i w ten sposób zaintrygowała go (cytuję z pamięci). W istocie była zapewne robotą przeciętnego, obeznanego z kodami sztuki współczesnej młodego Europejczyka, który postanowił wykonać taki oto „efemeryczny gest” (czy to w poczuciu „bycia artystą”, czy to dla abstrakcyjnych nieco jaj, czy to w wyniku dobrodziejstw holenderskiego systemu prawnego).

Bowiem „pomyśliki” to nie tylko pewien specjalny obszar intelektualnej aktywności (wdzięcznego kojarzenia faktów przy posiadaniu minimum poczucia abstraktu), który w swej (powierzchownej) nieokreśloności, (wtórnej) ironii i (egzaltowanym) wysmakowaniu siłą rzeczy najbardziej zbliżony jest do pola sztuki. To także szczególne znamię nadobecności sztuki we współczesnych, rozwiniętych społeczeństwach, gdzie „każdy artystą”. „Koncepty” to jałowe w gruncie rzeczy, żyjące ledwo mgnienie mini erupcje inteligencji, przykłady swoistego hobby wielkomiejskiej, cokolwiek znudzonej i rozmiłowanej w sztuce i jej niejednoznacznościach młodzieży; przykłady swoistej zabawy w sztukę. W ten sposób piach Czerepoka staje się niezamierzonym (nie taki był sens tej pracy, choć w ramach „interpretacyjnej otwartości” można stwierdzić, że również taki) komentarzem właśnie do faktu owej nadobecności sztuki (przeniesienie do galerii nie dzieła ludycznego „idioty/geniusza”, a zblazowanego nastolatka).

„Koncepty” wylewają się ze wszystkich stron, dziś każdy ma jakiś „pomysł”, zaś wyznawcy tej taktyki to ofiary właściwego naszym czasom kultu sztuki współczesnej, komercjalizacji nawet (przede wszystkim!) jej awangardowych strategii i pozornej - rzecz prosta - łatwości. To - można powiedzieć - szczególnego rodzaju szantaż intelektualny. Skoro Czerepok mówi, że kupa piachu z napisem „THE ONE” wydała mu się szczególnie zajmująca, to w jaki sposób krytyk/ kurator może temu zaprzeczyć? Jeśli ktoś rzecze, że „plama oleju silnikowego na estetycznej, wypielęgnowanej niemieckiej alei świadczy o swoistych zakłóceniach naszego uporządkowanego pozornie świata, a może nawet o nadchodzącej apokalipsie” - to być może świadczy. W tym miejscu warto wspomnieć, że świadectwem owego dostrzeżenia/ konceptu są często fotografie bądź filmy. Obowiązuje estetyka „przypadkowego pstryknięcia”, bez oświetlenia czy charakteryzacji - pokłosie popularności poetyki Terry’ego Richardsona.

Zdaję sobie sprawę, że karkołomną jest każda próba ścisłego zdefiniowania kategorii, której materią jest jak najszersze pole łamigłówek (gier intelektualnych). Pomocny może być tu jednak fakt, iż istnieją dobre realizacje tego typu - zatem wszelkie pozostałe są nie tylko puste, ale i wtórne. Zaś tym, co przede wszystkim wyróżnia realizacje wybitne, jest ich naturalność, brak wyrachowania, a przede wszystkim - to, że są efektem kompatybilnego namysłu nad sztuką jako taką. To także konsekwencja, koherencja danej poetyki, nie zaś zbiór oderwanych od siebie pomysłów spojonych jedynie wyszczególnionymi tu przymiotami. Po prostu nie są strategią, ale immanentnym elementem życia artysty.

Jednak - mimo nieokreśloności - ten obszar istnieje i jest moim zdaniem współczesnym odpowiednikiem realizowanej przez wszelkich „wrażliwców” (społecznych outsiderów bądź ludzi nimi się czujących) „fotografii artystycznej” w rozumieniu anachronicznym („nastrojowe” portrety, pejzaże, zatrzymana w ruchu krople wody, i tak dalej). Projekty są zatem popularne nie tylko dlatego, że tworzyć je może każdy średnio inteligentny, obeznany z kodami współczesnej kultury człowiek, ale przede wszystkim dlatego, że dziś to synonim taniego „uzewnętrzniania się”. Warto powtórzyć więc po raz kolejny - może w tym przede wszystkim przypadku - że i ten rodzaj sztuki da się wartościować, choć pierwszym ku temu krokiem jest gest trudny: negacja czyjejś deklaracji o „byciu artystą”.

Akceptuję wszelki brak szczelności powyższej kategorii, ponieważ w tym wypadku za istotne mam już samo jej wyszczególnienie, także podkreślenie faktu niedostrzegania jej przez krytyków (jest widziana - choć podejrzewam, że raczej nieświadomie - jako „producentka” sztuki dobrej/ niezłej/ na pewnym poziomie), a zatem zaniechanie jej wartościowania.

7.Bunt w white cube
Czyli antykonsumpcyjne i antysystemowe bunty przeprowadzone w „instytucjach sztuki”.

Žižek twierdzi, że nie sposób już efektywnie buntować się przeciwko jak najszerzej rozumianemu status quo z powodu samej jego istoty - jak bowiem buntować się przeciwko systemowi, który kocha rynkowy potencjał buntu? Co więcej, obecny system buntu łaknie (jako zespołu gestów o „wywrotowej” genetyce), bo ten uwiarygodnia go jako heterogeniczny i tolerancyjny (Žižek określa ten stan mianem „wewnętrznej transgresji”). To być może największa bolączka współczesnych kontestatorów, zaś o tym, że niepokorne w założeniu przedsięwzięcia są całkowicie nieskuteczne (są jedynie salonową, dość nudną zresztą, grą), świadczy to, że można posegregować je niczym towar na półce. Oto kilka najbardziej topornych (oczywiście na polu sztuki).

Po pierwsze - tak zwane zapożyczanie języka reklamy, czyli przeróbki wszelkich logo, umieszczanie ich w nowych kontekstach, et cetera. Po drugie - banalna i kompletnie nieskuteczna krytyka amerykańskiej (konserwatywnej) polityki, czyli rozmaite modyfikacje amerykańskiej flagi (np. z czaszkami lub baryłkami ropy zamiast gwiazdek), nadużywanie medialnych ikon wojny w Iraku (np. motyw więźnia z Abu Ghraib) czy wszelkich nawiązań do Islamu (np. burki z logotypami zachodnich firm). Po trzecie - wszelka gra z popularnymi (codziennymi) medialnymi wizerunkami w celu rzekomego ich prześwietlenia, wydobycia ich banalności i/lub fałszywości (np. wykorzystywanie okładek popularnych magazynów, umieszczanie na nich twarzy samego artysty, wszelkiej maści decydentów czy reprezentantów mniejszości, kobiet całkowicie zakrytych czadorem, w każdym razie wizerunków mających podważyć powszechny porządek). I po czwarte - rozmaite gry z konsumpcjonizmem, zachodnim stylem życia, itede.

Abstrahując od tego, że bunt w zaciszu galerii, bunt na wystawie dofinansowywanej przez instytucje państwowe bądź firmy prywatne jest niezbyt szczęśliwym pomysłem, warto zwrócić uwagę, jak bardzo krytyka odporna jest na tego typu jałowe gesty. To bowiem hucpa podwójna - wtórna w kategoriach artystycznych (przestrzeń historii, formalna i konceptualna przeszłość sztuki) i intelektualnych (zupełne niedostrzeganie archaiczności wykonywanych gestów, sięganie po ograne, wytarte retoryki). Znów podkreślić wypada pozytywny wymiar krytyki tego typu realizacji - tylko podważając ich skuteczność jesteśmy w stanie odnaleźć nowe formuły (pola) buntu.

Wydaje się, że piłeczka znajduje się po stronie krytyki - wszak to od jej symbolicznych gestów zależy też kształt sztuki aktualnej. To, że krytyka takiego wysiłku nie podejmuje najdobitniej świadczy być może o jej podstawowej słabości - nieprzystawalności do realiów, a więc nierozpoznaniu nowych rodzajów złej, łatwej, nieskutecznej sztuki współczesnej.

A morał z tego taki, że krytyka winna posiąść sprawność zdawałoby się dla niej oczywistą - patrzenie na sztukę obecną w kontekście teraźniejszości, a nie resentymentów sprzed kilku niechby jeszcze lat.

Na ilustracji Gott mit uns, skandalicznie zła praca.

Etykiety:

54 Comments:

Blogger pansowa said...

Dziękuję za komplement w poprzednim wątku. Anonimie, jeśli zasiałem zgorszenie - proszę o wybaczenie.

Bezdyskusyjnie zgadzam się z punktami 5. i 7. z wyłączeniem pokrętnego uzasadnienia Żiżka (polecam uwadze prowadzącego program, pozdr dla J. jeśli czytuje).

Jeszcze podniosę lament, już ogólniej. Skąd motywacja artystów się wywodzi? Mam wrażenie, że z coraz czarniejszych otchłani ludzkiej ułomności.

czwartek, 18 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Krytykancie - doskonala seria. Dzieki. Ja osobiscie tego szukam na blogu Krytykanta - jak odroznic dobra sztuke od zlej sztuki udajacej dobra. Bo zwykly kicz to ja odroznie...

Czy moglby Krytykant zamieszczac wiecej konkretnych przykladow "siedmiu rodzajow zlej sztuki"?

A takze - czy przyklady dobrej sztuki tez beda?

czwartek, 18 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

"Krytyk musi być brutalny - jednak mordy, których się dopuszcza mają katartyczną siłę. Będąc bezwzględnym, czyni dobro. Mało jest grzechów cięższych, niż utwierdzanie złego twórcy w przekonaniu, iż jest dobrym - niezłym niechby." Cytat za Krytykantem. Zgadzam się. Tylko te Pana Krytykanta "obiektywne kryteria", które się przewijąją przez posty mnie zastanawiają??? Pytam z perspektywy przyszłego krytyka sztuki [to, że nie jestem z w-wy mnie chyba nie skreśla, hę?]

ps.A ja ciągle czekam na tekst o Sasnalu. Bo widzieć ja też widzę. Ale krytyk tudzież Krytykant jest przecież od pisania

czwartek, 18 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

pod pkt. 6 mozna podciagnac "powtorzenie" zmijewskiego, albo "laznie" kozyry. nie trzyma sie to kupy panie krytykancie.

czwartek, 18 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

na nowy rok proponuję krytykantowi napisać o swojej twórczości malarskiej:))przecież jeszcze niedawno był pan studentem Leona ups sorry pana profesora Leona Tarasewicza czekam z niecierpliwoscią bo czuję że jest to coś bardzo dobrego!pozdrawiam

czwartek, 18 stycznia, 2007  
Blogger Krytykant | Kuba Banasiak said...

Foka:

- a z 4 nie?
- dlaczego Zizek pokrętny? Raczej jasny i klarowny.
- lament faktycznie dość ogólny. ;)

A1.

- Dzięki. Przykłady mam nadzieję wyjdą tutaj.

KS.

Obiektywne kryteria - część np. w wywiadzie z Tarasewiczem. Jednym z podstawowych jest formalna i intelektualna wtórność, ale to chyba oczywiste. Także np.- moim zdaniem - "ulokowanie" sztuki w swojej teraźniejszości.

Sasnal będzie, choć nie w najbliższym czasie. Cierpliwości.

Zanussi.

Pod 6 Kozyrę i AŻ? Kompletnie się nie zgadzam, zupełnie nie rozumiem czemu - chyba nie temu, że praktycznie każda sztuka ma w sobie "pomysł", czy raczej - "ideę" (aby poróżnić). Ale może oto wychodzą pierwsze skutki niedoskonałości "szóstki".

A2.

Och, zastanawiające, że to pierwszy taki postulat po tych 3 miesiącach. Muszę rozczarować - nie maluję, a jak malowałem nie sprawiało mi to przyjemności. Jestem ewenementem - niespełniony krytyk na ASP (już nie na ASP). ;)

pozdr

czwartek, 18 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

No to inaczej: czy pod pkt. 6 nie mozna podciagnac Bodzianowskiegi i jego akcji? Ustepowanie miejsca w kolejce na impresjonistow, zaproszenie kuratorki do kina, akt wlasnosci do kawalka warszawy wygrany w monopol itd. Akcje te spelniaja kryteria opisane w pkt. 6 – wiec Bodzianowski to zla sztuka? Co te akcje Bodzianowskiego odroznia od ubezpieczenia talentu Paweli?

czwartek, 18 stycznia, 2007  
Blogger Krytykant | Kuba Banasiak said...

Zanussi:

A widzi Pan, miałem Bodzianowskiego dać w nawiasie przy przykładach pozytywnych i mi umknęło. Serio. :)

różni się właśnie tymi niuansami, które być może nazbyt mętnie wyłożyłem. W każdym razie ustęp o pozytywnych aspektach "szóstki" odnosi się do B.

pozdr

PS. Przypominam o "niewspółczesnych współczesnościach" Paweli.

czwartek, 18 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Krytykancie:

Wyczuwam po przeczytaniu Panskiego blogu ze dla Pana b. wazne w malarstwie jest nowatorstwo formy i "umieszczenie sie we wlasnym czasie", takze nowatorsko.

Calkowicie sie zgadzam.

Czy w literaturze odbiciem tego pojecia jest tworczosc Maslowskiej?

Dla mnie jest.

Jesli Maslowska bylaby malarka, to kupilbym jej kazdy obraz.

wojtek

PS. Zadaje to pytanie bo jest bardzo wazne dla mojego zrozumienia nowoczesnej sztuki; zarowno literatury jak i malarstwa.

piątek, 19 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Aj! Karkołomne to zadanie tak sobie wymieniać. Przyznam że czytałem z dreszczem, no i oczywiście każdy punkt, który pan wymienia pasuje do tego co robię ;)

pkt. 4. Zgadzam się, ale tylko w przypadku kiedy mamy do czynienia z przesadą i dosłownością. Każda forma dzieła jest zapożyczeniem form już doświadczonych. Nie możemy tworzyć z pustki. W punkcie 4 negowałby pan osiągięcia takich artystów jak Warhol, Lichtenstein, Oldenburg, Duchamp, Dali, Magritte, Koons i wielu innych. Wiem jednak, że chodzi panu o kiepskie odmiany tych aktywności.

pkt. 5. Zgadzam się, ale tylko w przypadku kiedy mamy do czynienia z przesadą i dosłownością. W punkcie 5 negowałby pan osiągnięcia takich artystów jak Nitsch, Beuys, Duchamp, Caravaggio. No ale pisze pan o "kiepskie prowokacje", a więc zapewne do każdego punktu można dodać wyraz "kiepski, kiepska" i cały ranking zamieniłby się w poradnik jak unikać "kiepskiej sztuki".

pkt. 6. Wszystko opiera się na pomyśle, przynajmniej ostatnimi czasy. Jeśli tak nie jest możemy mieć duże szansę na wystawę pod kuratelą pana Donalda K. A więc negujemy cały nurt konceptualny! Hura!

pkt. 6. Ależ gra z systemem jest bardzo ciekawym i paradoksalnym zjawiskiem. Antykonsumpcyjne i antysystemowe bunty jakoś nie łączą mi się z kategorią buntu white cube. Bunt ten kojarzy mi się bardziej z przewrotną grą artystów z systemem galeryjnym. Wymienię tutaj projekt Kuraka, który zapędził do galerii panie w beretach. Nie wspomnę tutaj o Althamerze, lub Bodzianowskim instalującym się w mieszkaniu nad galerią, latającym samolotem zamiast robić wystawy i palącym katalogi na otwarciu.

Gratuluję odwagi w podjęciu się tak trudnego zadania.

piątek, 19 stycznia, 2007  
Blogger Krytykant | Kuba Banasiak said...

Wojteknyc:

Nie wiem, czy można już ocenić Masłowską tak, jak Sasnala - ale tak, to samo tyczy literatury (nowatorska forma, np. formuła narracji, etc). "Paw królowej" był czymś takim, tak mi się wydaje. Fresh&flow - oto, co się liczy! ;)

A:

Halo halo! Uwaga!
Podkreślam, że katalog tyczy SZTUKI OBECNEJ, AD 2007!
Może niefortunnie nazwałem ja współczesną, miast "aktualną" (itepe).

Co niniejszym czynię.

(zatem ranking nie działa wstecz, no może parę dosłownie lat)

pozdr

piątek, 19 stycznia, 2007  
Blogger Krytykant | Kuba Banasiak said...

PS. punkt 6. pomysł pomyślikowi nierówny, co starałem się wyłożyć.
punkt 7. buntu wobec instytucji sztuki tu nie włączałem; zdecydowanie przykłady, które Pan podał są b.ciekawe - to tez jest jakaś "kategoria" być może, która wymaga hierarchii (prowokuje zbyt "łatwe" rozwiązania)

pozdr

piątek, 19 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

panie krytykancie wcale nie chce tu bronic paweli, a wrecz przyciewnie - podzielam panski poglad.
chodzi mi jedynie o to, ze panska proba usystematyzowania tego co jest zle w sztuce, jest nieco chybiona.
mam wrazenie, ze przyjal pan taka metode: wyselekcjonuje przyklady tego wobec czego nie mam watpliwosci, ze jest zla sztuka, choc do konca nie wiem dlaczego, a potem opisujac te zle przyklady stworze kryteria zlej sztuki. niestety jest to o tyle zla metoda, ze zawsze sie znajdzie jakis bodzianowski, ktory bedzie pasowal pod opisane przez pana kryteria (pod pkt. 6 lub inny), a jednak zla sztuka nie bedzie.
to co odroznia pawele od bodzianowskiego (czyli zla od dobrej sztuki) nazywa pan „niuansami”, ale to wlasnie owe niuanse, ktore chwilowo ciezko panu zdefiniowac i nazwac, sprawiaja ze cos jest dobra sztuka a cos zla.
zycze powodzenia w zglebianiu tematu i odkrycia co to sa te „niuanse”.
pozdr

piątek, 19 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

pierdu, pierdu, Szanowny Panie Krytykancie, to jest tzw. polska kultura http://www.youtube.com/watch?v=3xbfFAYTN-g

piątek, 19 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Po co te rozstrzelenia w tekscie? Doprawdy strasznie pretensjonalne...

sobota, 20 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Bardzo prosze w koncu o jakis tekst... hmmmm..."pozytywny".
Ostatnio od tego, jak sie wyrazil moj/a przedmowca/czyni, "pierdu pierdu" robi sie nudno. W dodatku nam tu drugi Kuspit rośnie. Toż to istna biblia i słowo boże.
Wiecej analizy niz banałów, ktorymi Krytykant pozwolil sobie pogardzac, wiec może niech ich sam nie pomnaża...

sobota, 20 stycznia, 2007  
Blogger Krytykant | Kuba Banasiak said...

Zanussi:

- powtórzę dla porządku jeszcze raz: "ranking" jest przede wszystkim po to, by pokazać "nowe rodzaje kiczu"; łatwe sposoby, "patenty" na sztukę i obojętność krytyki wobec nich. Chodzi o to, że jak widzi się kiepskie malarstwo, to wiadomo, że takim jest "na pierwszy rzut oka", przy czym nie oznacza to deprecjonowania samego malarstwa (itepe). Tak i tu - może być niesamowicie fascynująca, nowatorska trawestacja, ale też masa kiczu w tej kategorii.

Mam wrażenie, że punkty są jednak dość czytelne, no poza tym 1 z 7, czyli 6 - ale stwierdziłem, że lepiej go dać, niż nie (napisałem dlaczego).

A2

Po co te rozstrzelenia w tekscie? Doprawdy strasznie pretensjonalne...

- Doprawdy strasznie pretensjonalna ta fraza "doprawdy strasznie...".

A ostatni

- przyznaję, że nie do końca zrozumiałem, ale chyba chodzi Panu o to, że jest za krytycznie i za analitycznie, ale jednocześnie banalnie i pogardliwie (?) Niesłychanie mi przykro, że rozczarowałem tak wytrawnego recenzenta moich poczynań. Ślę pokłony.

pozdrawiam

sobota, 20 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Dobrze że Krytykant pisze. Daje to do myślenia. Te rzeczy muszą być wydobyte. Pisz Krytykancie pisz!

sobota, 20 stycznia, 2007  
Blogger pansowa said...

Wracając do pkt 7. i Żiżka.

W tej tezie istnieje założenie, że artysta chciał się zbuntować. Ja tutaj bym zakwestionował - widzę w aktualnej sztuce pochwałę systemu wprost. Wewnętrzna transgresja następuje w postrzeganiu systemu w jakim żyjemy. Aktualna sztuka działa niczym antykoncepcja antycypowanego systemu, który niechybnie zastąpi to coś w czym żyjemy. Ten bunt jest transgeniczny, zatem chwali aktualny stan rzeczy.

sobota, 20 stycznia, 2007  
Blogger pansowa said...

Umknęło w pierwszym zdaniu:

W tej tezie istnieje założenie, że artysta chciał się zbuntować przeciwko aktualnemu systemowi.

sobota, 20 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Nie rozumiem w której to sztuce widzi pan pochwałę systemu wprost (socrealizm dawno minął, a kapitalizmu nie trzeba chwalić, bo sobie bez tego poradzi). Jeśli dobrze rozumiem mówi pan, że obecnie artyści starają się nie dopuścić do przyszłego systemu (jakiego przyszłego systemu??? i kiedy on nastąpi?) poprzez pochwałę "obecnego stanu rzeczy. I tu jeszcze raz zapytam: w czym się ta pochwała przejawia oraz jaki jest obecny stan rzeczy? Chciałbym dobrze zrozumieć, ponieważ trochę to wygląda, jak gdyby formułował pan tezy wertując słownik wyrazów obcych i wybierając te fajnie brzmiące i poważne...

sobota, 20 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

analogia z masłowską o tyle niebezpieczna, że:

- masłowska ma dopiero 23 lata i chyba największe sukcesy literackie za sobą - jak sama mówi w mediach, wycofuje się z prozy, bo nie ma za wiele na tym polu do powiedzenia. jak pokazuje jej ostatni dramat, na polu dramatu sukcesów nie wróżę...

- czytałem z nią wiele wywiadów i, niestety, rysuje się tu smutny obraz: masłowska nie ma za wiele do powiedzenia o świecie wokół, w zasadzie niczym się nie interesuje. to dzieciątko naiwne i głupiutkie. co raz bardziej zaczynam odczuwać, że książki te wyszły jej przez przypadek, ot tak.

analogia do młodej polskiej sztuki jest taka, że wielu z salonowych reprezentantów sztuki konfekcyjnej i nie tylko, po prostu nie ma nic do powiedzenia. są, niestety, za młodzi, albo za dużo oglądali telewizji. nie należę niestety do tych, którzy ocenialiby dzieło odarte z kontekstu. mam wrażenie, że co co mają flow i zdążają za rzeczywistością albo się szybko wypalą, albo nic przełomowego spod ich ręki nie wyjdzie. czas pokaże kogo ze wsółczesnej sztuki/literatury zapamiętają potomni.

sobota, 20 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

"nie ma za wiele do powiedzenia o świecie wokół, w zasadzie niczym się nie interesuje. to dzieciątko naiwne i głupiutkie". Powyższy opis mógłby także swego czasu pasować do Mozarta.
Nie wiem, czy się wypaliła, czy nie, ale nic nie dzieje się przez przypadek.

sobota, 20 stycznia, 2007  
Blogger pansowa said...

Szanowny Anonimie,

Nie rozumiem w której to sztuce widzi pan pochwałę systemu wprost (socrealizm dawno minął, a kapitalizmu nie trzeba chwalić, bo sobie bez tego poradzi).

We wszelkich gatunkach sztuk. Moje rozumowanie jest takie - krytyka nadciągającego jest w rzeczywistości pochwałą aktualnego. Przemiany zazwyczaj przebiegają po osi symetrii - lewica/prawica.

Oczywiście istnieje opozycja, ale jest znikoma, prawie niezauważalna.

Jeśli dobrze rozumiem mówi pan, że obecnie artyści starają się nie dopuścić do przyszłego systemu (jakiego przyszłego systemu??? i kiedy on nastąpi?) poprzez pochwałę "obecnego stanu rzeczy.

Odwrotnie. Artyści krytykują nadciągający ustrój konserwatywny (ograniczmy się do sfery etycznej, gdyż sfera ekonomiczna jest wynikiem myśli etycznej). Nadciągający, gdyż aktualnie mamy system liberalny, ergo: zgadzają się z aktualnym systemem, lub tym co jeszcze po nim pozostało.

I tu jeszcze raz zapytam: w czym się ta pochwała przejawia oraz jaki jest obecny stan rzeczy?

Nie pochwała aktualnego, lecz krytyka nadchodzącego z perspektywy wyznawcy aktualnego. Choćby mogę przytoczyć nieszczęsne słupki Sasnala (patrz poprzedni wątek).

Chciałbym dobrze zrozumieć, ponieważ trochę to wygląda, jak gdyby formułował pan tezy wertując słownik wyrazów obcych i wybierając te fajnie brzmiące i poważne...

Dziękuję za pytania. Tezy formuuję w oparciu o obserwacje i lekturę, bynajmniej nie słownika wyrazów obcych.

Kiedyś w rozmowie prywatnej Gospodarz tego blogu stwierdził, że 90% artystów to marksiści i nie ma się czym ekscytować i że należałoby się raczej skupić na jakości ich wytworów, niezależnie od ich umiejscowienia światopoglądowego.

Zatem wychodząc na przeciw Krytykantowi postanawiam zaniechać swojej holistycznej krytyki sztuki na tym blogu, gdyż nie miejsce to jest na tego typu wywody. Jeśli ktoś jest zainteresowany dyskusją na ten temat to zapraszam na chat publiczny.

sobota, 20 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Życzę więc powodzenia na chacie publicznym. Wiem, że chodziło Panu o pochwałę obecnego stanu rzeczy poprzez krytykę systemu przyszłego, nie wiem dlaczego mnie pan naprostowywał w tej sprawie. "Nadciągający ustrój konserwatywny"??? Czyżbyśmy mieli do czynienia z prorokiem, czy jest to raczej zwykłe odgrażanie się w stylu "już my z wami zrobimy porządek"? Nie wiem w jakim stopniu artyści próbują zrzeszać się z wszelkich kolorów prądami, partiami i światopoglądami i czy wszystkim im jest znana lektura Marxa. Prawdą jest, że w swojej różnorodności sztuka oferuje swoim odbiorcom to, co jest efektem myślenia konserwatywnego oraz to co jest wytworem myślenia liberalnego. Wybór należy do pana. Przypominam jednak, że to właśnie "myśł liberalna" wywiodła sztukę ze sfery kościelnych malowideł naściennych, do których i tak może pan zawsze powrócić, nie zważając na "nieszczęsne słupki Sasnala". Czy zastanawiał się pan dlaczego w sztuce zawsze zwycięża myśł liberalna, niezależnie od miłościwie nam panującego systemu? Ponieważ sztuce potrzebna jest wolność myśli nieskrępowanej, której konserwatyzmowi brakuje z definicji.

niedziela, 21 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Proszę wybiec myślą poza krępującą oś symetrii: "lewica/prawica". Pomiędzy nimi są nieznbadane otchłanie.

niedziela, 21 stycznia, 2007  
Blogger pansowa said...

Lewica/prawica - trzeba się posługiwać jakimiś uogólnieniami w rozmowie, niemniej staram się unikać wszelkich otchłani.

Artyści faktycznie nie koniecznie wszyscy czytują Marksa, ale myśli Pan, że mnie to obchodzi skąd oni mają takie a nie inne przekonania? Ale, znów się wdaję w dyskusję, pozdrawiam.

niedziela, 21 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

krytykant nigdy niestety nie pojmie że jest polską wersja Kuspita.

niedziela, 21 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

mysle, ze kategorie, ktore Krytykant
tak zgrabnie opisal nie przystaja do rzeczywistosci. latwo "jezdzic" po Paweli a mnie jak ulal do opisu nr 7 pasuje projekt Grzeszykowska/Sherman. dla jasnosci bardzo podoba mi sie ta praca. hmmm. sztuka to taka aktywnosc w ktorej nie ma regul, i chyba nie ma sensu tych regul dla jej oceny tworzyc. pozdrawiam.

niedziela, 21 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

To ja się zabieram już do roboty. Mam do stworzenia obraz pochwalający jedynie słuszny liberalizm, ale zanim zacznę muszę przeczytać jeden rozdział "Kapitału". Czas jest krótki. Konserwatyzm już za rogiem, a liberalizm potrzebuje o wiele więcej dowartościowania zanim minie.

niedziela, 21 stycznia, 2007  
Blogger Krytykant | Kuba Banasiak said...

A1 sobota:
- dzięki! 

A2 Masłowska:
- tu nie podejmę polemiki; zdanie już wyraziłem wyżej.

A3 Kuspit:
- wydawało mi się, że nikt nie odczyta tych kategorii, jako ataku na „sztukę współczesną”, cóż, myliłem się; pozdrawiam i życzę dalszych błyskotliwych analiz mojej twórczości

A niedziela przedostatni:
- pozwolę sobie raz jeszcze powtórzyć: to jest nie po to, by być kategorycznym i wszechostatecznym, ale raczej by zwrócić uwagę na to, że zła sztuka niekoniecznie jest powszechnie uznanym kiczem; by zwrócić uwagę, że nie widzi tego krytyka; by - przyznaję, ośmieliłem się tak pomyśleć - dyskusja zrodziła jakieś nowe punkty widzenia/ rozwiązania/ stanowiska; ciągle czekam...

- Grzeszykowska/Sherman. Tak, pasuje do tej kategorii, jednak, znowu (jak CB do 6), raczej jako jej wzorzec - z którego bez umiaru i pomyślunku korzystają inni, a także - przekroczenia go. Przypominam, że sens pracy Sherman był za jej powstania całkowicie nowatorski (postmoderna, „klisze rzeczywistości”, ukazywanie nieistniejącego - być może nieistnienia rzeczywistości, etc.). Zatem gest AG nie jest czczym zacytowaniem pierwszej lepszej pracy, ale w ł a ś n i e t e j p r a c y o „cytowaniu niczego”. Wpisuje się to zatem w pozostałe prace AG i rodzi nowe konteksty (między innymi rodzi pytanie o sens kategorii 4, o którą to, jak sądzę, Panu/ Pani chodziło (a nie 7). To właśnie owo „scalenie z życiem”, o którym pisałem przy okazji punktu 6; ciągłość rozwoju, poetyki, etc., a nie kolejne „wymyślane” pomysły. Ale chyba znowu gmatwam.

- również pozdrawiam

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

Foka i jego polemiści:
- na początek wyprostuję może zamieszczony tu cytat z prywatnej rozmowy (tak to jest z cytowaniem imprezowych polemik, że często jest nieprecyzyjne...). Otóż chodziło mi o jak najszerzej rozumiany światopogląd lewicowy, a nie marksizm. I nie o 90%, tylko 99%. ;-)

- I dalej:

„Wracając do pkt 7. i Żiżka. W tej tezie istnieje założenie, że artysta chciał się zbuntować przeciwko aktualnemu systemowi.”

- Punkt 7 nie tyczy sztuki jako takiej, ale tej będącej próbą podważenia „systemu”. Jest tak mniej więcej od roku 1848, to nie ideologia, tylko historia sztuki. Na marginesie - to właśnie (moim zdaniem) dlatego konserwatyzm nie jest w stanie zrodzić ani wartościowej sztuki ani krytyki, że od awangard utożsamia ją z „marksizmem”, „rewolucją”, „komunizmem”, (równanie: Dadaiści to marksiści, więc ich pisuary są bez sensu), etc. Albo inaczej - że nie umie oddzielić światopoglądu artysty od jego dzieła (a taki kontrast istniał w każdej epoce).

Zawsze zdumiewało mnie, dlaczego konserwatyści „nie znają się na sztuce” - po prostu i literalnie; nie mają przecież innych mózgów, by pojąć pewną bardzo konkretną i chyba nie bardziej skomplikowanych od innych wykładnię. ;-)

„Ja tutaj bym zakwestionował - widzę w aktualnej sztuce pochwałę systemu wprost.”

- Żiżek widzi nie wprost, a pośrednio. Ale generalnie rozpoznanie sytuacji macie podobne, tylko inne - jak sądzę - wnioski ;-)

„Moje rozumowanie jest takie - krytyka nadciągającego jest w rzeczywistości pochwałą aktualnego.”
„Artyści krytykują nadciągający ustrój konserwatywny (ograniczmy się do sfery etycznej, gdyż sfera ekonomiczna jest wynikiem myśli etycznej). Nadciągający, gdyż aktualnie mamy system liberalny, ergo: zgadzają się z aktualnym systemem, lub tym, co jeszcze po nim pozostało.”

- wydaje mi się, że krytyka, o której ja piszę, jest krytyką istniejącego i marzeniem o nowym; i dlatego jest tak jałowa, że nie proponuje nic nowego, tylko powiela klisze (między innymi)

„Choćby mogę przytoczyć nieszczęsne słupki Sasnala (patrz poprzedni wątek).”

- te słupki „wywrotowe” były również formalnie (jeśli interesowałeś się wtedy sztuką, przypomnij sobie na takie „banalizmy” reakcje); równie dobrze mogłyby ilustrować skup paszy w latach 1995 i 1996.

„Ale, znów się wdaję w dyskusję, pozdrawiam.”

- Ale czemu? Właśnie zaczęło być interesująco...

niedziela, 21 stycznia, 2007  
Blogger pansowa said...

Ale czemu? Właśnie zaczęło być interesująco...

Ok, zatem przyjmuję zaproszenie.

konserwatyzm [...] nie umie oddzielić światopoglądu artysty od jego dzieła (a taki kontrast istniał w każdej epoce).

Może umie (nie wiem, mogę wypowiadać się tylko za siebie), tylko czy artyzm sam w sobie jest wartością? Takim kontrowersyjnym przykładem może być wypowiedź Stockhausena a propos zdarzeń z 11/09/2001. Dla niewtajemniczonych cytuję za Wikipedią:

"W pierwszych latach XXI wieku znany ze swych ekscentrycznych uwag kompozytor zbulwersował opinię publiczną swą wypowiedzią, określającą zamach na WTC z 11 września 2001 jako "największe dzieło sztuki wszech czasów"."

Pomijam kontrowersje dotyczące rzekomego przekręcenia przez dziennikarzy tej wypowiedzi.

niedziela, 21 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Czy ktoś tutaj mówił coś o artyźmie? Skąd nagle Stockhausen i 11 września? Co to ma wspólnego ze ślepotą konserwatyzmu?

poniedziałek, 22 stycznia, 2007  
Blogger pansowa said...

Czy ktoś tutaj mówił coś o artyzmie? Skąd nagle Stockhausen i 11 września? Co to ma wspólnego ze ślepotą konserwatyzmu?

Oddzielenie światopoglądu artysty od jego dzieła - czyli ocena dzieła niezależnie od jego umiejscowienia ideowego. Może artyzm to pretensjonalne słowo na tę właściwość dzieła sztuki, proszę o ewentualne zaproponowanie lepszego.

Wybaczcie, że pomijam artystów, którzy tworzyli niezgodnie ze swoimi poglądami i przyjmuję, że filozofia dzieła jest filozofią jego twórcy.

11/09/2001 a Stockhausen, - przykład zastosowania cząstkowego myślenia/oceniania. Ślepy konserwatyzm nigdy by tak nie spojrzał na to wydarzenie jak ten wybitny kompozytor.

poniedziałek, 22 stycznia, 2007  
Blogger Krytykant | Kuba Banasiak said...

Foko!

Dziwi mnie, że odniosłeś się tylko do jednego „zarzutu”, dziwi mnie też, jak w drugim poście tłumaczysz swój argument ze Stockhausenem.

Chyba nie wyraziłem się precyzyjnie. A więc: chodzi mi tylko o sztuki (tzw.) plastyczne (nie o np. muzykę). To takie zakreślenie pola dyskusji. Chodzi mi także o to, że obraz Maciejowskiego (np.) nie jest dobrym dlatego, że Maciejowski ma określone poglądy polityczne.

Tak bywa (że dzieło jest odbiciem ideologii), ale wówczas o jakości dzieła również nie świadczą owe poglądy. O taki rozdział mi szło. (fraza Stockhausena jest oczywiście idiotyczna i manieryczna, nie świadczy jednak o ani o jego poglądach, ani o ich ewentualnym przełożeniu na sztukę.)

Dlatego Twoja opinia:

„Wybaczcie, że pomijam artystów, którzy tworzyli niezgodnie ze swoimi poglądami i przyjmuję, że filozofia dzieła jest filozofią jego twórcy.”

Jest cokolwiek bez sensu. Zakładam, że człowiek jest istota ułomną i nawet jeśli w coś (np. ideę polityczną czy religijną) wierzy, nie musi wypełniać jej w stu procentach, nie musi tworzyć - jeśli jest artystą - jej i tylko jej odbicia. Może być wręcz w sprzeczności - np. deklarować się krytykiem kapitalizmu i sprzedawać niesłychanie drogie obrazy. Z tym, że - moim zdaniem - nie przekreśla to w żadnym razie ich jakości.

Poza tym sprytnie zmieniasz kategorie polityczną (o którą od początku chodzi) na bliżej niesprecyzowaną „filozofię twórczą”:

„Wybaczcie, że pomijam artystów, którzy tworzyli niezgodnie ze swoimi poglądami i przyjmuję, że filozofia dzieła jest filozofią jego twórcy.”

To brzmi brzydko i mogłoby być brzydkie, ale chyba nie występuje w naturze (twórca tworzący niezgodnie ze swoją filozofią twórczą???). Natomiast niezgodność poglądów politycznych z artystyczną praktyką - np. koniecznością funkcjonowania na rynku - występuje powszechnie i nie umniejsza dziełu ani artyście. Wyższość tej postawy nad Twoją, czyli dogmatycznej wierności (odczytują ją „między wierszami”, może się mylę), jest oczywista: „lewica” tworzy dobrą sztukę i krytykę, a „prawica” (podchwytuję zaproponowaną przez Ciebie oś) - nie.
Nie muszę oczywiście dodawać, że nie sposób być doskonale wiernym jakiejkolwiek doktrynie - z tego co wiem, nie jesteś biczującym się pustelnikiem.

pozdr

poniedziałek, 22 stycznia, 2007  
Blogger pansowa said...

Krytykancie,

Dziwi mnie, że odniosłeś się tylko do jednego „zarzutu”

Wybaczcie, ale musiałem się oddać innym zajęciom.

chodzi mi tylko o sztuki (tzw.) plastyczne (nie o np. muzykę). To takie zakreślenie pola dyskusji. Chodzi mi także o to, że obraz Maciejowskiego (np.) nie jest dobrym dlatego, że Maciejowski ma określone poglądy polityczne.

Sztuka to jedno (moja opinia). Jeśli nazywasz sztukę nauką, to musisz przyznać, że nauki są ze sobą ściśle powiązane. Odkrycia z dziedziny fizyki wpływają na teorie biologiczne, etc. Do tego wypowiedź Stockhausena bynajmniej nie operowała językiem muzycznym lecz właśnie językiem sztuki.
Nie twierdzę, że wystarczy wyznawać odpowiednia filozofię, aby tworzyć dobre dzieła.
Natomiast też mnie dziwi np. ekscytowanie się tym jak sprawnym manualnie jest kieszonkowiec. Można jedynie ubolewać, że ktoś wykorzystuje swój talent w niecnych celach. Im większy objaw talentu, tym większy żal i szkoda. Zwłaszcza jeśli obraca go przeciwko Temu kto mu go dał.

Nie muszę oczywiście dodawać, że nie sposób być doskonale wiernym jakiejkolwiek doktrynie - z tego co wiem, nie jesteś biczującym się pustelnikiem

Gdyby oni byli doskonale wierni, to by się nie biczowali. Ja również jestem ułomny, staram się walczyć z sobą o swoją wiarę, co prawda bardziej duchowymi metodami.

poniedziałek, 22 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Ludzie mówią różne rzeczy pod wpływem chwili. Nie można przyjąć tego co kiedyś palnął jeden kompozytor za całą wykładnię sztuki (która jest jedna tak?). Zamachy na WTC dziełem sztuki nie były, co wszyscy wiemy, a to co powiedział Stockhausen może być niefortunną metaforą.
Beuys powiedział kiedyś, że każdy jest artystą. Nie rozumiejąc kontekstu pracy i filozofii Beuysa można wywnioskować podobne rzeczy. Zakres jego rozumowania był jednak szerszy i nie chodziło mu o utalentowanego artystę z pędzlem i paletą, ale o całą pracę ludzkości przyczyniającą się do dobra społeczeństwa. Bo czy rzeczywiście sztuką jest to, co ją nazywamy, i czy wreszcie musi "to" być nazywane sztuką przez duże "Szzzz"? No ale Beuys był tylko kolejnym "lewackim marksistą" prawda? :)
Chodzi mi głównie o to, że ludzie teoretyzują interpretują, zmieniają zdanie, mylą się, rozszerzają, lub zawężają konteksty, a my (także ludzie) możemy z tym robić co chcemy. To także dlatego, możemy powiedzieć, że "wszystko już było".
Rozumem jednak, że kieruje pan się wykładnią "Niech wasza mowa będzie tak, tak, nie, nie, a co nadto jest, od Złego pochodzi".

poniedziałek, 22 stycznia, 2007  
Blogger Krytykant | Kuba Banasiak said...

Foka:
"Można jedynie ubolewać, że ktoś wykorzystuje swój talent w niecnych celach. Im większy objaw talentu, tym większy żal i szkoda. Zwłaszcza jeśli obraca go przeciwko Temu kto mu go dał."

A cóż to za ogólniki ("niecne cele" - jakie?, "obraca go przeciwko" - jak?)?

Potwierdzasz tylko, że nie umiesz wznieść się ponad polityczną/światopoglądową płaszczyznę i ocenić dzieło podług walorów artystycznych. Bo chyba dość łatwo założyć, że nie każdy uważa talent za dar od "Tego". Twoja krytyka sprowadza się do tego, czy dany wytwór artystyczny odpowiada wykładni Twojej (tylko!) wiary/etyki. A to wiele wyjaśnia w kwestii konserwatywnych twórców/krytyków (czy raczej ich braku).

Jeśli Martin Creed jest konserwatystą, nie zmienia to mojej oceny jego prac. Ty tak nie możesz (w wersji lewicowej), bo być "grzeszył".

PS. Sztuka jest nauką w tym sensie, że nie można wykluczyć z niej czegoś na podstawie "prywatnych gustów" czy innego "widzimisię". Nie wykluczę z obszaru sztuki Picassa czy Richtera, oni po prostu w nim są. Żadne zaklęcia tego nie zmienią.

Podobnie jest z Mozartem - więc w tym sensie moja teza jest uniwersalna. Także w tym, że gdybyś zaczął grać jak Mozart i tłumaczyć, że "to jest sztuka", Twoje "szczere emocje", to tylko by się popukano w głowę. W plastyce niestety nie jest to taki oczywiste i dotyczy tylko popłuczyn po klasycyzmie - popłuczyn po sztuce przełomu XX i XXI wieku już nie. I oto wracamy do meritum. :)

pozdr

poniedziałek, 22 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Zupełnie nie na temat... Właśnie przeglądałem Obieg i czytałem o paru wystawach "tematycznych". Coraz więcej jest tych grupowych spędów pokazujących sztukę związana z bardzo wąskimi zagadnieniami. Wygląda na to, że kuratorzy zmuszają, - zapraszają ;) artystów do wykonywania "zadań domowych", które pasują do ich wizji, lecz zawężają wizje samego artysty. W jednym z komentarzy podsumowujących rok 2006 ktoś nawet przytoczył wystawę w bytomskiej Kronice jako przełamanie monopolu artystów na sztukę i przesunięcie go w stronę kuratorów. Czy coś o prawach i obowiązkach kuratoróyw będzie mogło być jednym z problemów poruszanych przez Krytykanta, czy skupiamy się na krytyce? Jako artysta mam dosyć prób wlewania mojej sztuki w rozmaite formy. Dzięki.

poniedziałek, 22 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

przytoczę jeszcze link z dosyć skrajnym przypadkiem
http://www.redbullartofthecan.com/

poniedziałek, 22 stycznia, 2007  
Blogger pansowa said...

Moi Drodzy,

Nie odmawiam talentów artystom, krytykuję ich wykorzystanie.

Martin Creed nie jest konserwatystą w żadnym wypadku, przynajmniej tak wnioskuję z jego sztuki. Jego talent jest niezmierny, mam nadzieję, że zrozumie dlaczego odczuwa pustkę i ją wypełni.

poniedziałek, 22 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Krytykancie, błagam, kiedy będzie o szu szu? ;-)

poniedziałek, 22 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Proszę Cię Foko, skończ już z tym swoim oazowym kaznodziejstwem... :P wypełnianie pustki pana Creeda Bogiem jest już lekkim przegięciem. Amen.

wtorek, 23 stycznia, 2007  
Blogger pansowa said...

Uderz w stół a nożyce się odezwą...

wtorek, 23 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Nie jestem nożycami? Jakie nożyce?
"zrozumie dlaczego odczuwa pustkę i ją wypełni" - zirytował mnie ten mały fragment Twojej wypowiedzi, który nie pasuje do dyskutowanego zagadnienia i trochę trąci spotkaniem oazowym lub sesją AA. Poprostu czasem wydaje mi się, że nie można wszystkiego sprowadzać do religijnych sentymentów.
Proszę więc w ten stół uderzać do woli, ale wtedy, kiedy jest to potrzebne. Nożyce przemówiły.

wtorek, 23 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Bardzo sie ciesze ze sie rozpetala taka tu burza. Zaczyna sie rysowac we mnie, przez te dyskusje, opowiadanie sie po stronach, rozdzial tego co w sztuce jest wazne, a co nie.
Wyraze jeszcze, niestety schodzac na teren wyciagniety nie na temat przez F, moja krytyczna opinie krytyki pana Foki. Foka z postu na post staje sie dla mnie coraz bardziej uosobieniem tej retoryki, tego mieszania spraw wiary bez rozumienia w idiotyczny sposob we wszystko, manipulowania samemu bedac zmanipulowanym, ktora powoduje obecnie, że chrześcijaństwo katolickie w polskim wydaniu gnije z dnia na dzień.
Gdyby sie uwazniej przypatrzyl i pomyslal zamiast powtarzac slogany, zobaczylby, ze wiele z tego co sam nazywa lewactwem i liberalizmem chocby u Sasnala jest tym co mowi glowny bohater nowego testamentu, a pierwotne wspolnoty chrzescijanskie to komunistyczna utopia.
Oczywiscie nie wszystko jest takie proste, ale wkurza mnie juz, ze ten koles uwaza sie za jedynego wierzacego, niemal proroka jezusowego w tym tu oto gronie i zdaje mu sie ze w zwiazku z tym moze wygadywac takie bzdury w brudny sposob mieszajac w to wiare. Ja sobie tego osobiscie nie zycze.

wtorek, 23 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Uprzedzajc możliwą ripostę pana F. podejrzewam, że najpierw porówna nas do Jerzego Urbana, a później pocieszy nas, że za jego pośrednictwem Pan Bóg odpuści nam nasze winy, albowiem jesteśmy ślepymi owieczkami. No ale tylko tak sobie zgaduję.

wtorek, 23 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

ja uważam natomiast ,że uwagi Foki są jak najbardziej na miejscu i pozwalają szerzej spojrzeć na problem.

wtorek, 23 stycznia, 2007  
Blogger pansowa said...

Drogi Anonimie,

Przyznaję, że nie jestem (jeszcze!) mistrzem pióra i często bywa, że się zapędzam w swoich wywodach, tak, że staję się niezrozumiały. Proszę zatem o wyrozumiałość.

Niemniej muszę przyznać, że porównywanie chrześcijaństwa do komunizmu to tania sztuczka. Łatwo zobaczyć różnicę pomiędzy tymi dwiema filozofiami np. wyobrażając sobie człowieka na bezludnej wyspie.

A propos porównania do Urbana, to dotyczyło to zupełnie innego aspektu, proszę wybaczyć, że tak nieprzyjazne się wydały wtedy moje słowa. W rzeczywistości cenię Krytykanta, jego działalność, i życzę Mu jak najlepiej. Faktycznie bliżej Mu do Irzykowskiego :-)

wtorek, 23 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Człowiek na bezludnej wyspie zapewne stworzyłby sobie jakiś przedmiot kultu... Tak, aby wypełnić pustkę... ;)

wtorek, 23 stycznia, 2007  
Blogger Krytykant | Kuba Banasiak said...

bezludna wyspa to z pewnością miejsce, w którym 7 rodzajów sztuki współczesnej nie ma zbyt wielkiego znaczenia.

zapraszam więc do nowego wątku i dzięki za dysputę - choć widzę, że to ideologia/religia wywołuje większe, niż sztuka emocje. ;-)

pozdr

czwartek, 25 stycznia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Hihi, wychodzi na to, że bedąc nowy na danym blogu, a chcać komentować lub odnosić się do czyichś komentarzy, trzeba pogodzić się z rolą reanimatora... ;)

Krytykancie szanowny, 7 punktów to tak szeroki wywód, iż mam wrażenie, może objąć każdy nowy trend, każdą postać artysty i niestety najważniejsze będą Pańskie gusta to jak Pan defińjuje niuanse na plus, czy nowatorskość.

Muszę przyznać, że najbardziej poruszył mnie wywód i dyskusja z "Foką", tak na plus jak i na minus... pozwolę sobie wrócić to cytatu użytego przez F.
"konserwatyzm(...) nie umie oddzielić światopogladu artysty, od jego dzieła(a taki kontekst istniał w każdej epoce)"

1. Pozwolę sobie zauważyć, bez urazy, iż Pan też to czyni, np. porównując Morandiego z Kossakiem, i w ogóle wtedy, kiedy odrzuca pan z miejsca iluzjonizm, czy różne próby wokół technik tradycyjnych, z miejsca, nawet nie próbując wnikać np. w wydźwięk ,treść obrazów i oceniając tylko z punktu widzenia ideologi i sposobów narracji sztuki współczesnej, tak jak pan określa jej granice/według mnie, nawiazania do sztuki tradycyjnej nigdy nie wygasły, nie było takiego momentu, by wszyscy twórcy danego czasu byli tylko za jednym trendem, a dziś gdy nadal funkcjonują hasła o wolności wyboru i konieczności liberalizmu w sztuce, niejako warunkujące możliwość istniania trendów awangardowych, nowatorskich czy po prostu w nowy sposób coś inerpretujących, pomijac niczego choćby się tego nie lubilo czy nie stosowało w praktyce, nie można, nie przecząc tym hasłom i liberalizmowi... bo to właśnie wszelkie konserwatyzmy np. akademicki z XIX wieku polegały na tym, by ignorować, krytykować i trywializować wszystko to, co było albo dawniejsze w założeniach - co próbowali negować prerafaelici choćby, albo to co inne(realizm, Courbeta choćby, też nie będący nowum całkowitym, bo sekularyzacja z jednej i iluzjonizm już nie formy, a treści z drugiej strony, sięgają sztuki gotyckiej... nie mówiąc o początkach impresjonizmu, czy sztuce np. Van Gogha, Cezannea...).
Neoklasycyzmy i neopostmodernizmy, neoawangardyzmy, to tylko neo style, wszystkie mają jakąś bazę z czegoś wyrastają, a stosując Pana ulubioną metaforę drzewa i gałęzi, bez pnia głównego i korzeni, nie ma także tych najnowszych wykwitów... a drzewo nie rośnie tylko w jednym kierunku, i o ile bardzo podoba mi się to porównanie wobec ogromnej różnorodności sztuki współczesnej, o tyle myślę że czyni pan błąd, dostrzegając tylko te gałęzie, które Panu odpowiadają... i w ten sposób jest pan także konserwatystą krytyki, tyle że Pana spojżenie obejmuje tylko to, co nie zbliża się do tradycji jak np. Morandi , Freud, czy Nowi/Dawni(tych ostatnich też nie lubię za bardzo, ale za treść).

2. Wiem że np. sekularyzacja sztuki, nie jest w najmniejszym stopniu odziena od ogólnej sekularyzacji społecznej, politycznej(u nas jeszcze nie, ale to u nas), kulturowej, niemaniej rozumując według tego jak Pan określa konserwatyzm, wydaje mi się, iż nie można czyjejś wypowiedzi podobnie jak i czyjejś sztuki, pozostawiać nieodzieloną całkiem od światopoglądu, który wyznaje i jej argumenty postrzegać jako niewystarczające, bo indywidualne, czy też nie - powszechne. To nie jest sposób liberalnej odpowiedzi, biorącej pod uwagę problem, a nie tylko światopogląd nie dopuszczający pewnych niedopowiedzeń i sprzeczności. F. też miał do nich prawo, jak i artyści nie muszą postępować jak się krytykowi podoba. Sekularyzacja innymi slowy, nie deprecjonuje światopoglądu osoby wierzącej wśród osób niewierzących, chyba że te posługują się językiem konserwatywnego bycia na nie.
Podobnie np., ze sztuką sakralną, a więc symboliczną, to że staje się niszowa, nie deprecjonuje jej jakości artystycznych, jak pan to często podkreśla, zwłaszcza że nie wszyscy wyznają światopogląd, że novum to jest to, a wtórność, choćby cząstkowa, jest be.

3. owszem utożsamniam nieco Konserwatyzm z pojęciami takimi jak brak tolerancji, czy, fundamentalizm, robię to świadomie ponieważ zazwyczaj łączy się to z współczesnymi wadami kościołów chrześcijańskich, czy innych, za to jakoś nie widzi się ich gdy dotyczą światopoglądów nie - religijnych... np. dotyczących sztuki.

4. Jeśli oddzielimy całkiem artystę i jego widzimisię od jego obrazu, to pamietajmy jeszcze by oddzielić swój światopogląd od obrazu... skoro istnieje wiele spojżeń na sztukę, to traktowanie swojego jako jedynego słusznego jest konserwatyzmem pierwszej wody i główną moim zdaniem przyczyną, rozdźwięku jaki istnieje między teorią a praktyką sztuki... ponieważ teoretycy chcieliby zazwyczaj, by ich osobiste przekonania były uznawane i utożsamiane z prawdą o obrazie, zaś by to co artysta ma do powiedzenia było, ewentualnie tylko kropką nad i. Moim zaś zdaniem, jeśli się całkiem oddzieli artystę od obrazu to po pierwsze nie wiadomo co chciał, i jak defińjuje swoją pracę, co jest oczywiście wygodne, ale.. niestety niedoskonałe, bo każdy krytyk ze swojego punktu widzenia może coś sobie tak lub inaczej oceniać... wszystko staje się kwestią gustu a wiadomo... "o gustach się nie dyskutuje"... więc i nie ma się co przejmować.

Nie działa to na rzecz krytyki i wagi jej opińji...

Co może być liberalizmem w krytyce? Nie brak regół, i wartościowania, ale branie pod uwagę tak artystę, jak i jego dzieło(co wielokrotnie o dziwo pana tu zajmuje - gdy chce pan powiedzieć co u kogo panu nie pasuje, względem tego co się o nich mówi), branie pod uwagę, także wszelkich teorii definicji sztuki, tredów, wpływów, skojazeń i zapożyczeń, ale i tego co i dlaczego jest nowe, a nie tylko tego np. że skoro jest coś zapożyczeniem z tradycyjnej techniki to już niczego nie może nowego wyrażać w treści, że nowa interpretacja musi być oderwana od tradycyjnego sposobu malowania - zwłaszcza jesli zechce zauważyć Pan że nie bardzo dziś można tylko tradycję sztuki zwanej dawną, traktować jako jakiś abstrakcyjny monolit, a i w gruncie rzeczy dziś nawet wiek XX jest tradycją...

Oczywiście najlepiej, gdy nowa treść lub treść nowo zinterpretowana(choćby względem chrześcijaństwa), przyobleczona zostaje w nową wariację środków formy... ale liberalizm powinien dopuszczać nade wsztystko to, że możemy się mylić, więc należy mówić i pisać przede wszystkim o tym, co umiemy rozpoznać, a stawiając ocenę pisać, że to z takiego punktu widzenia, że to zdanie krytyka a nie nowego boga sztuki, tak, wiem, Pan tak nie chce pisać, ale zdarza się Panu być strasznie autorytarnym, zatrzymując się na bardzo ogólnikowych stwierdzeniach.

Jeśli w czymś uraziłem, nie chciałem, ot kilka uwag artysty o innych niż pan zapatrywaniach, innych, nie oznacza przeciwnych...

sobota, 10 marca, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

I przepraszam za wylewność, ot taaaakaaaaa moja wada ;) , no i za "pana" na końcu, miał być "Pan" bo wolałbym być potraktowany jako konserwa w tym względzie ;)

sobota, 10 marca, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Jam ten ostatni, po raz trzeci... , proszę, jeśli można, pominąć przedostatni akapit pierwszej z trzech ostatnich anonimowych wypowiedzi... tej z "bogiem sztuki", poniosło mnie, a nie chciałbym pisząc w przyszłości doprowadzać do kłutni, lub by miał Pan do mnie żal.

niedziela, 11 marca, 2007  

Prześlij komentarz

<< Home