Nie ma przepisu na artystę | Wywiad z prof. Leonem Tarasewiczem (3 z 3)
Czytałem jakiś wywiad, w którym Sasnal mówi, że dopiero za sprawą FGF poznał szerokie spektrum sztuki obecnej - w tym dokładnie przypadku chodziło chyba o albumy aktualnych artystów. Dziś na ASP zdaje się z Phaidonami i Tashenami pod pachą, a początkujący artysta automatycznie, niejako z miejsca, ulokowany jest orbicie globalnej. Czy są jeszcze w Polsce jakieś białe plamy, z których wyszliby nieskażeni owym art worldem artyści? Jest strasznie duża świadomość, która niewątpliwie ogranicza świeżość spojrzenia, a więc i świeżość sztuki.
Na to nie ma przepisu. Czasem człowiek korzysta z współczesnego mu obiegu informacji, z obecnie obowiązującej metody intelektualnej, jednak dostaje też informacje, których nie jest świadom. Bardzo ciężko jest dzisiaj, w czasie globalizacji i wszechobecnej, identycznej informacji, odbudować siebie i odrzucić wszystko, co nałoży się na umysł w czasie edukacji. W to wchodzi też Internet. Tadeusz Dominik, mój profesor, powtarzał: bardzo łatwo jest się nauczyć czegoś nowego, ale tak naprawdę trudno jest zrezygnować, odrzucić coś, co się już umie. A dziś młody człowiek ma tak nieatrakcyjny model edukacji, że wybiera raczej Internet i inne środki przekazu. Jednak, no właśnie, nie ma przepisu na artystę. Artysta musi w jakiś sposób, najczęściej niewiadomo jaki, pozyskać zdolność zapisu intelektualnego, ale tak, by nie wychodziło to z tego wszystkiego, czego go nauczono - z kultury. Strasznie ciężko jest mu odrzucić to, co nauczył się w szkole, na kursach, w domu. I tak mi się wydaje, że z jednej strony jest tak dużo informacji i to przeszkadza - bo automatyczne wiemy też dużo. Ale z drugiej strony, jeśli masz wiadomości i masz możliwość porównywania informacji - a masz - to możesz szybciej myśleć, szybciej ta wymiana następuje. Bo zauważ, ze cały rozwój cywilizacyjny i długość okresów filozoficzno - estetycznych, które człowiek wytwarzał, jest proporcjonalny do rodzajów komunikacji, jakie wówczas były. Więc dziś, kiedy transfer komunikacji jest tak szybki, to pewne procesy pokoleniowe mogą dokonywać się szybciej. Problem jest w tym, znowu wracam do tego samego, że gdybyśmy wiedzieli jak można uzyskać nową jakość artystyczną - to moglibyśmy to zrobić. Ale sztuka nie jest zjawiskiem jednostki, tylko jest zapisem intelektualnym i estetycznym danego czasu. To tworzą wszyscy, jednak tylko nieliczni potrafią to...
Wyłapać, uchwycić.
Wyłapać, ale ja wolę określenie białoruskie, tam o sztuce mówi się wyjaūleńczaje mastastwa. Że artysta to jest ten, który wyjawia, objawia, co ci pokazuje, definiuje - a tak naprawdę robią to wszyscy, razem. Dlatego dany okres jest tak podobny estetycznie na wielu polach - jak przychodzi dystans wydaje nam się, że wszystko jest takie same. Jak spojrzysz wstecz, na przykład na lata ’50, to i malarstwo i mydelniczka i samochód i moda - wszystko jest bardzo podobne. Więc cały czas wierzę w takie coś - jeśli młoda jednostka posiada dobrego pedagoga, który pracuje nad tym, żeby podawać informacje tylko po to, żeby ta jednostka mogła się sama rozwijać i myśleć, to im szybciej ta informacja będzie podawana, to tym szybciej ta jednostka bedzie się rozwijać. Czyli ideałem jest nauka matematyki po to, żeby myśleć, a nie żeby liczyć pieniądze.
Często wspomina profesor o Andrzeju Szewczyku. Wydaje mi się, że reprezentuje on szczególną grupę ludzi partycypujących w sztuce. Ja ich nazywam szarymi eminencjami - nie są znani powszechnie, wiedzą o nich nieliczni, ale wywierają olbrzymi, niejako podskórny wpływ na sztukę. I chyba warto wydobywać ich z cienia, bo odgrywają niezwykle istotną rolę w kształtowaniu historii sztuki, robią taką mrówczą pracę. Można powiedzieć, że to oni sieją, ale często kto inny zbiera plony (w żadnym razie nie twierdzę, że to źle, tak po prostu jest).
Tak, z tym że Andrzej Szewczyk w żadnym razie nie był szary.
Tak.
Tak. Andrzejowi Szewczykowi powinniśmy złożyć hołd, bo to modelowy przykład artysty, powinniśmy tak postępować w życiu, jak on. Czyli - Andrzej był z dalekiej prowincji, Śląska (nie obrażając Śląska, ale w latach ’70 była to jednak artystyczna prowincja), i dzięki galerii Foksal mógł realizować swoje idee jako artysty. Więc dotknął sztuki. Następnie, mieszkając na tym Śląsku, ucząc w Cieszynie studentów mógł przekazać wiedzę dzięki czemu powstała tam wyspa intelektu. Osoby, które otarły się o Andrzeja stały się takim pierwszym pokoleniem artystów. Andrzej Przywara, wychowanek Szewczyka, zaczął pracować w galerii Foksal i tu mamy konsekwencję w postaci FGF. Leszek Lewandowski w Katowicach prowadzi przy Górnośląskim Centrum Kultury galerię Sektor I, która jest bardzo ważnym miejscem wystawienniczym na Śląsku. A poprzednio prowadził bytomską Kronikę. Z kolei Piotr Lutyński jest jednym z ciekawszych artystów w Krakowie, dużą osobowością. Też kończył Wydział Pedagogiczno - Plastyczny filii Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie. Czyli nic nie dzieje się przypadkowo, a te szare eminencje poprzez swoją moralność powodują, że powstają następni, którzy wierzą w sztukę.
Jednak z jakichś powodów częściej zapamiętuje się uczniów, niż nauczycieli - chodzi mi o odbiór bardziej powszechny.
Cóż ja na to poradzę. Jednak dzięki Andrzejowi, dzięki kontaktowi z nim wielu ludzi, to ten Śląsk w końcu przestał być prowincjonalny. A odwrotnością tych, jak to nazywasz, szarych eminencji, to, z kolei ja ich tak nazywam, inżynierowie sztuki. Ci potrafią odpowiedzieć tylko na doraźne potrzebny. Może to być galeria, uczelnia, zaplecze Pałacu Prezydenckiego czy każdego innego dworu - taki dwór może stworzyć człowiek o dużej pozycji w biznesie. Można wtedy wykreować doraźne jednostki do wypełnienia i najczęściej wytwarza się coś tylko po to, żeby było to potrzebne dla tego dworu, żeby to satysfakcjonowało tego księcia, który ten dwór utrzymuje. Ja znam taki dwór w postaci robienia wystawy Arsenału w czasach Stanu Wojennego, że oto młodzi uczestniczą w sztuce - bo było takie zapotrzebowanie. Lub obecnie produkcja artystów do komercyjnych galerii na Krakowskim Przedmieściu, czyli jak ustawić młodego studenta, żeby on miał z tego pieniądze - i już wytwarzasz produkt do sprzedania. Czy jak zrobić, żeby poznański dwór był zadowolony z takich czy innych artystów, tylko że później jest problem z wydostaniem tego poza Poznań... Jednak jeśli taki jest ten świat i on tego potrzebuje - to niech on to ma. Ja tego nie neguję, nie tracę na to energii. Problem jest tylko wtedy, gdy ktoś z tych produktów jest narzucony jako wartość uniwersalna - dla wszystkich. I na przykład takim przykładem jest Duda - Gracz, którego raptownie wynosi się w Stanie Wojennym i porównuje do Malczewskiego. No i wtedy, pamiętam, Tadeusz Kantor podnosi rękę do góry i krzyczy: to skurwysyństwo, tak nie może być! (śmiech). I właśnie po to są autorytety, jak Kantor, który tego nie akceptował. Co chwilę mamy w Polsce próbę narzucenia takiego czegoś i najczęściej wykorzystuje się sytuację, że oto znany w świecie i tak dalej... Nie chcę rzucać nazwiskami, bo nie chce zrobić komuś przykrości, ale każdy z nas spotyka się co jakiś czas przecież z różnymi naciągniętymi wartościami. I jeśli ktoś w tym nie uczestniczy i nie ma wiedzy o sztuce współczesnej, może być często wykorzystany w tej całej grze, jednak sztuka nie ma nic wspólnego z demokracją i albo człowiek posiada wiedzę, albo nie. A jak nie, to niech lepiej się nie krytykuje sztuki.
Jak profesor ocenia stan obecnej krytyki?
Znowu muszę wrócić do tego samego - dopóki nie będzie społeczeństwa rozwiniętego, z warstwą średnią, dopóki nie będzie galerii i rynku, do tego momentu nie będzie krytyki, bo dopiero od tego momentu stan materialny krytyka i jego pozycja pod względem autorytetu będzie zależeć tylko od tego jak i co będzie pisał. Wtedy jedno będzie pracowało na drugie. A dzisiaj mamy zatrudnionych w gazetach tak zwanych pełniących obowiązki krytyków, gdzie niektórzy nierzadko uczestniczą w procesach niemoralnych, z pogranicza.
Na przykład?
Chociażby dziennikarka, która opiniuje młodą sztukę zasiada również w komisji przy dyplomach tu w galerii Studio nadając wartość pracom, o których wie, że nie są tego warte.
A może to nie niemoralność tylko brak... Hm... Pewnego zmysłu albo po prostu inteligencji?
Nie, po prostu jak zasiadasz w takiej komisji to nie opiniuj kogoś innego, bo robi się taka sytuacja, że...
A może trzeba mieć do takiego krytyka zaufanie i wierzyć, że oddziela swoje opinie od pełnionych funkcji? Na przykład jeśli jest jednocześnie kuratorem i krytykiem.
A to jest sytuacja odwrotna, ale ta pani, która uczestniczyła w tym jury i przyznawała nagrody to, że użyję popularnego słowa, uczestniczyła w pewnym układzie, i po prostu nie jest obiektywna, a będąc krytykiem i wyrażając opinię powinna taką być.
Teraz jest w sporej mierze tak, że krytycy piszący do prasy codziennej czy tygodników niejako potwierdzają wybór kuratorów. Nie są tą siłą równoważną - na przykład wartością samą w sobie staje się pokazanie czegoś w danym miejscu, czyli sam wybór kuratora staje się oceną. Krytyk już tylko dopowiada, referuje, od jego recenzji nic nie zależy.
Gdyby krytycy w gazetach zarabiali dostatecznie dużo, a kuratorzy - jak na Zachodzie - ryzykowali artystyczne przedsięwzięcie własnymi pieniędzmi (w prywatnych galeriach), to jeden byłby niezależny od drugiego. Szanowano by wówczas krytykę, a konsekwencje nieudanych projektów byłyby realne, faktyczne. Dziś te grupy nic tak naprawdę nie ryzykują, tylko załatwiają małą grupkę adorującą się wzajemnie. Tu nikt nikogo nie skrytykuje, bo sam potem może być skrytykowany. Koło się zamyka, a postęp hamuje. Znowu - potrzebny jest rynek.
A jaka powinna być rola kuratora, skoro już jest u nas tak ważny?
Kurator jest niezwykle ważną postacią. To on konstruuje ideę wystawy i tylko nieliczni to potrafią nie gubiąc jednocześnie hierarchii, nie stawiając się wyżej od artystów. Przykładem Ryszard Stanisławski - wieloletni dyrektor Muzeum Sztuki Współczesnej w Łodzi. Obserwuję ostatnio sytuację, gdzie kuratorzy traktują artystów instrumentalnie, a dzieła tylko jako ilustracje do ich mądrego wypracowania. Zapomina się o głównym podmiocie, jakim jest sztuka, tą z kolei tworzą artyści. Kolejnym dobrym przykładem jest współpraca między Andą Rottenberg, a artystami z Gruppy. Połączenie teoretycznej pracy Andy i jej poszanowania indywidualności młodych malarzy dało tak potrzebną w czasach rodzącej się wolności eksplozję nowej ekspresji. Ale wielkość Andy Rottenberg polega właśnie na tym, że nigdy nie postawiła się ponad artystami. Trzeba być wielkim, aby mieć taką pokorę, a dziś wielu młodym tego tak bardzo brakuje. Jeszcze raz staje mi przed oczyma nasz wielki nauczyciel Ryszard Stanisławski. Przecież mieszkamy w kraju chrześcijańskim i myślę, że dobrze byłoby, gdyby niektórzy wiedzieli czym jest grzech pychy. Jeśli kurator stawia się ponad artystę, to w takim wypadku artyści nie są potrzebni i niech ci kuratorzy sami robią wystawy.
I tak zakończymy. Dziękuję.
Dzięki.
Etykiety: Wywiady
10 Comments:
Fajna rozmowa. Dzięki. Zyczenia i pozdrowienia z emigracji, gdzie sztuka tworzona przez sytych artystów funkcjonuje jak w szwajcarskim zegarku, ale pozbawiona jest przysłowiowych "jaj" :)
Wielki Plagiator Kantor..? o tym samym mówimy?
Czy ten blog nie powinnien w tym momencie zmienić swej nazwy na... "lubrykant"?
Hm?
A w obiegu zamieszczono takie zdjęcia
http://www.obieg.pl/introduction/07010401.php
Tutaj pytanie:
Co to właściwie jest bohema?
jak ktos sam sie nazywa bohema to troche zenada, czy sie myle?
No chyba, ż to był żarcik...
No chyba, że to był żarcik...
Raczej lansik.
bez obrazy... przy Dudzie - Graczu, Dwurnik to Nikifor :(
Prześlij komentarz
<< Home