Dywagacji ciąg dalszy, czyli oto Polska właśnie
Niniejszym czuję się zobligowany do zabrania głosu.
Po pierwsze odwołuję słowa z przedwczoraj - a jednak udało się to spaprać, choć wydawało się, że koniec konkursu oznacza jego koniec, zaś wybór zwycięzcy - jego zwycięstwo. Niestety - w Polsce robimy to inaczej. Panu Zielniewiczowi nie spodobał się zwycięski projekt, postanowił więc „powalczyć” o swój ulubiony. Nie umiem podejść do tego z lekkością czy wręcz obojętnością, nie umiem gdybać, że „może to i dobrze, jak mu się nie podoba i ma nie wkładać w tego całego serca, to po co się pchać”, itepe. Według mnie to kompromitacja, ośmieszanie konkursu, jury, muzeum i Polski jako obszaru, gdzie podobno są warunki do rozwoju sztuki najnowszej. Po co były te półtoraroczne podchody, jakieś konkursy, głosowania? To smutne, że tak poważny człowiek (sądząc po zaproponowanym mu stanowisku) obraża się na rzeczywistość i nie potrafi uszanować demokratycznie wybranego projektu - jaki by on nie był. Może pan Zielniewicz powinien uprzedzić, że będzie dyrektorem tylko tego gmachu, który mu się spodoba - tylko nim raczy dyrektorować. Dlaczego nikt nie przyznał temu dobrodziejowi prawa veta?
Osobnym wątkiem jest protekcjonalny ton Zielniewicza. „Nie dość awangardowe” i „jury złożone z autorytetów” - oto szpileczki wbite z gracją dyplomaty. Retoryka dezawuowania autorytetów była dotychczas specjalnością kogoś innego, niż ludzi sztuki - widać ten wirus szybko się rozprzestrzenia. Z całym szacunkiem, ale gdzie Zielniewicz, a gdzie Libeskind, Serota czy Binswanger. Gdzie Rzym a gdzie Krym. Brzydka jest ta swobodnie wypuszczona w świat kpinka z członków jury, którzy mieli odrębne, niż Zielniewicz zdanie - i którzy umieli je przeforsować (choć zaraz okaże się, że w wyniku spisku). Razi łatwość stosowania takiej ironii w dokumencie publicznym. Moim zdaniem to gest mały i w gruncie rzeczy smutny. Przegrywać też trzeba umieć. Plus jest tu niewątpliwie jeden - dyrektorem MSN nie zostanie raczej Tadeusz Zielniewicz.
Poza radosnym wybrykiem pana Zielniewicza mierzi mnie ogólna dowolność i niefrasobliwość, z jaką traktuje się zwycięski projekt. Gmach Kereza krytykują ludzie zdawałoby się wrażliwi estetycznie, „wyrobieni”, bywali - wszak na co dzień zajmujący się sztuką. Jednak mam wrażenie, że oto cofnęliśmy się do początków ubiegłego wieku. Zdumiewa, że reakcje są bliźniaczo podobne do tych na pierwsze dzieła modernistyczne. Ta sama retoryka, buńczuczność, kpiarska wszechwiedza i całkowity brak merytorycznej argumentacji: „pudełko”, „fabryka”, „brzydkie”, „szare”, „nie dla ludzi”, „bezduszny moloch”, i tak dalej, i temu podobne. Słownictwo mieszczucha przyzwyczajonego do secesji i wkurzonego na pojawiającą się nowość - oto polska krytyka pracy Kereza, pracy wyłonionej wedle wszelkich prawideł sztuki.
Iza Kowalczyk w komentarzu do poprzedniego wpisu pisze: Ale też jest tak, że o gustach się nie dyskutuje. A jak widać, mamy zupełnie przeciwne: nic nie poradzę na to, że podobają mi sie Złote Tarasy. Tak, jak i nic nie poradzę, że projekt Muzeum jest dla mnie po prostu potwornie brzydki. Mnie ta beztroska i emocjonalna retoryka zupełnie zniewalają. Zniewala mnie automatyczne utożsamianie monolitycznej bryły z „brzydotą” i „nudą”. „Potwornie brzydki”? Przecież nie o to tu chodzi. Oczywiście, nie ma sprawy, ja też „nic na to nie poradzę” i radzić nie chcę, byłem jednak przekonany, że to nie powinno rzutować na ocenę, że można coś docenić jako obiektywnie wartościowe, progresywne, et cetera - mimo, że to nie nasza ulubiona estetyka. Można pochwalić wytrawne wino, mimo że woli się słodkie. Ciężko polemizować z takimi frazami, ciężko również wymagać, by popchnęły one dyskusję do przodu. Może warto na chwilę oderwać się od poetyki komentarzy łapanych w ulicznej sondzie - nic im rzecz oczywista nie ujmując. „Taka jest demokracja, jest obszarem konfliktów, sprzecznych idei, czasem mylnych decyzji”, pisze (już na blogu) Iza Kowalczyk i ma rację, jednak nie w kontekście decyzji i listu Zielniewicza. Bo demokracja to najpierw wolny wybór w uczciwych wyborach, który należy uszanować.
Jednak tu nie chodzi nawet o tę czy inną estetykę - projekt autorstwa ALA Architects Ltd. / Grupa 5 Architekci / Jarosława Kozakiewicza nie jest zły. Jednak przegrał.
Na ilustracjach MSN wedle projektu ALA Architects Ltd. / Grupa 5 Architekci / Jarosława Kozakiewicza
Etykiety: Architektura
11 Comments:
projekt Kozakiewicza naprawde piękny!!!
Czemu nie on?
Takich zjawiskowych miejsc brak
pudelek juz jest sporo naprzeciw
a pomysl na market z McDonaldem na dole w zwycieskim zaskakuje
a może pozostali członkowie jury też mają swoich osobistych faworytów?
czemu nie tamte projekty?
no i wracamy do czasów "liberum veto"...
maria kudera:
kiedys ktos napisal, ze jak umiera amerykanin, to na pogrzebie mowia, ze byl czlowiekiem kompromisu. u nas kompromis rowna sie osobistej porazce. uzupelniajac, jedyny dobry okres w rdzennie polskiej arch. to wlasnie czasy prl, socmodernizm i polscy emigranci. pzdr.m
--
hypergogo.com
Wokol Muzeum od początku byly same nieporozumienia, konflikty, spory.
Najpierw dotyczyl i dotyczy budynku a szerzej konkursu.
Dalej bedzie szum o kolekcje
Jej profil, droge, kierunki, tozsamosc itd kto jest, kto bedzie, kogo brakuje, kogo sie kupuje lub bedzie kupowac za panstwowe pieniadze, dlaczego ten a nie tamten, awangardyk czy moze klasyk zeby bylo bezpieczniej, narodowy czy anty-narodowy itd
Narazie nie ma idei Muzeum
Leczymy caly czas kompleksy, zasciankowosc, prowincjonalizm, nacjonalizm, slabosci
Ja bym pewnie wolal Kozakiewicza pomysl i idee Muzeum. Ale to tylko moja opinia, jedna z wielu, kwestia prywatnych gustow i tyle
Przeciez idea MSN jest...deklaracje mozna przeczytac tu: http://www.museumcompetition.pl/muzeum.php
;)
A co sie tyczy wybranego projektu...
mnie tez poczatkowo nie zachwycil, ale po obejrzeniu innych wyróżnionych projektów, bardzo sie ciesze, ze to wlasnie Kerez wygrał...
Zgadzam się z tekstem pana Kuby. W jednym miejscu jednak niepostrzeżenie wdarła się "moszna" :)
Ano fakt, fakt... Dzięki... ;-)
Pozwolę sobie na mały szkic literacki:
- Będziemy mieli nowy samochód - zapiszczały dzieci zgodnym chórem i zaczęły swój taniec radości.
Zofia pogroziła palcem i z lekkim przekąsem dodała:
- Lepiej trzymajcie się od samochodu z daleka. Żadnych zabaw w chowanego, a już tym bardziej w Gwiezdne Wojny w pobliżu samochodu. Zrozumiano?
Potulne spojrzenia dzieci odprowadziły Zofię do wyjścia.
Chwilę później, Stanisław właśnie wrócił z pracy i począł ze zniecierpliwieniem wypatrywać żony.
- JEST! - krzyknął nagle - Dzieci! Mamusia przywiozła samochód.
Rodzina oglądała samochód w ciszy.
- A dlaczego granatowy? - zapytały dzieci - miał być przecież niebieski.
Dzieci zaglądnęły do środka.
- Tatusiu, ten samochód jest za mały i powolny! Zobacz, on może jechać najwyżej tylko 180 km/g i nie ma takich fajnych świecących zegarów i guziczków.
- A czy ten samochód może przynajmniej latać?
- Obawiam się, że nie mój drogi - odpowiedziała Zofia.
Jedno z dzieci zaczęło płakać.
- Nie chcę takiego samochodu! Nigdy do niego nie wsiądę! -
Teraz każde z dzieci zaczęło swój własny lament.
- Wystarczy - krzyknął Stanisław - Marsz do swojego pokoju.
Tydzień później dzieci wbiegły do garażu.
- Pobawmy się teraz w chowanego!
- Aha! A później w Gwiezdne Wojny!
CDN?
CDN, po szóstym epizodzie? oj... chiba nie... ;)
Prześlij komentarz
<< Home