sobota, lutego 24, 2007

...

W sumie to mi ręce opadają. Czy u nas nic nie da się zrobić bez stresu?

Stanowisko Rady Programowej Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie w sprawie wyników konkursu na opracowanie koncepcji architektonicznej budynku Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.

W dniu 24.02.2007 roku Rada uchwaliła co następuje:

Rada Programowa Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie przyjmuje do wiadomości, w pełni rozumie i popiera stanowisko dyrektora Tadeusza Zielniewicza, zmierzające do odstąpienia od realizacji projektu, który otrzymał I nagrodę w konkursie architektonicznym.

Rada Programowa opracowała i opublikowała szczegółowe założenia programowe i wynikające z nich rozwiązania funkcjonalne budynku, które zostały przyjęte przez Radę Muzeum oraz Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Projekt Christiana Kereza neguje te założenia, a w konsekwencji nie pozwoli na zrealizowanie społecznej i strategicznej misji Muzeum.

Rada zwraca się do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego z prośbą o podjęcie negocjacji z Prezydentem Warszawy w celu odstąpienia od realizacji tego projektu i mediację w sprawie przyjęcia innej koncepcji architektonicznej – takiej, która uzyska społeczną akceptację. Umożliwi to dyrekcji Muzeum kontynuację rozpoczętej misji.

Stanowisko zostało przyjęte przez wszystkich członków Rady przy jednym głosie sprzeciwu.

Mój komentarz:

Będzie krótki i treściwy.

Sprawa wygląda tak. Najpierw jest wielka szopka. Powołano międzynarodowe, naprawdę wybitne jury. Szumne wypowiedzi i zapowiedzi. Potem z powodu jakichś biurokratycznych uchybień anulowane zostają pierwsze wyniki konkursu. Skandal. Wstyd. Podejście drugie. Architekci pracują nad projektami - zakładam, że ciężko i z zaangażowaniem. W połowie lutego 2007 roku w demokratycznym (sic!) głosowaniu wygrywa Christian Kerez. Jego projekt zwykło przyrównywać się do supermarketu. Kerez jest nieco zdziwiony, ale wyrozumiały - w końcu to Polska i ascetyczna forma kojarzy się tu powszechnie z "brzydkimi i szarymi" budynkami socmodernizmu.

Kilka dni później dyrektor muzeum (nawiasem - co to za pomysł, żeby powoływać dyrekcję już teraz, a nie w drodze konkursu w momencie, gdy będą gotowe choćby tylko surowe przestrzenie wystawiennicze) składa dymisję i dyplomatycznie wzywa do bojkotu wyników. Kerez nie dowierza - przecież uczciwie wygrał. Pojawiają się głosy wparcia dla dyrektora. Rada Programowa popiera jego decyzję przy jednym głosie sprzeciwu. Kerez przeciera oczy ze zdumienia. Przecierają je niektórzy członkowie jury. Przecierają je również wszyscy naiwni, którzy myśleli, że wygrana w najbardziej prestiżowym polskim konkursie architektonicznym oznacza wygraną. Dołączają w końcu ci wszyscy, którzy myśleli, że wygrana w jakimkolwiek konkursie publicznym oznacza wygraną. Ci, którzy niedawno zwyciężyli w innych konkursach zastanawiają się, czy aby na pewno nikt nie odbierze im sukcesu, na który zapracowali. Obrońcy specyficznie rozumianej sprawiedliwości społecznej twierdzą, że demokracja to przestrzeń sporów i wyboru optymalnych rozwiązań. Zapominają o takiej drobnostce, jak przepisy, reguły gry, et cetera.

W publicznym oświadczeniu Rada Programowa zapowiada interwencję u konstytucyjnie wybranych władz Rzeczypospolitej Polskiej - Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Prezydent Miasta Stołecznego Warszawy. Kerez jest smutny, w domu otwiera butelkę wina. Zastanawia się, w jakim kraju wygrał i wychodzi mu, że w kraju ręcznego sterowania demokratycznymi (tylko z nazwy) procedurami. Dzwoni do przyjaciół i opowiada im, że nie tylko partia rządząca jest tu kuriozalna, ale i część środowiska artystycznego. Odradza branie udziału w tutejszych konkursach. Lepiej do Moskwy, mówi, tam przynajmniej nie ma ograniczeń i zakulisowych gierek.

Ci, którzy krytykowali choćby tak zwaną „amnestię maturalną”, a teraz popierają „możliwość zmiany wyniku konkursu w drodze uczciwej debaty”, nie widzą w swoim postępowaniu sprzeczności - wszak to ich, a nie niczyja inna racja jest najważniejsza. Na tym polega demokracja. Polscy studenci architektury - ogólniej: młodzi ludzie - rozumieją, że nie liczy się talent i regulaminy konkursu, a pospolite ruszenie i klika kumpli obrażonych na rzeczywistość. Tak już musi być, myślą. Kerez budzi się rano i myśli, że to tylko zły sen. Niestety nie.

Na ilustracji Christian Kerez. Uśmiecha się jeszcze, bo nie zna polskich obyczajów w kwestii konkursów architektonicznych.

Etykiety:

45 Comments:

Blogger MAHA said...

Ten komentarz został usunięty przez autora.

sobota, 24 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

co za zdumiewająca wolta - wychodzi na to, ze w tej chwili to pan Zielniewicz oraz lud Warszawy wybierze sobie budynek - trzeba tak bylo od razu - na przyklad urzadzac glosowania SMS w przerwach "Tańca z gwizdami", albo w postaci zdrapek w "Fakcie"

a w Rosji tez nienajlepiej :)
budynek Gazpromu w Petersburgu zostal wybrany w ramach glosowania internautów, co spowodowało zbojkotowanie konkursu przez Koolhasa, jak również rezygancje Fostera, Viñoli i Kurokawy z firmowania jury :)

sobota, 24 lutego, 2007  
Blogger pansowa said...

Państwowa sztuka to złodziejstwo. Z tą różnicą, że zwyczajni złodzieje czasami miewają jeszcze jakieś zasady, wstyd i honor. Państwowi nigdy.

sobota, 24 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

żeby było jasne, byłem przeciw dzisiejszemu oświadczeniu rady programowej.
Adam Szymczyk

sobota, 24 lutego, 2007  
Blogger alkemia said...

nie wierzę własnym oczom

niedziela, 25 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

w głowie się nie mieści po prostu... miałoby się ochotę poprzeklinać, ale wątpię by umieszczone tu mocne słowa przeczytali ci, do których byłyby adresowane.

Ciekaw jestem jak teraz potoczy się sytuacja. Oczywiście, biorąc pod uwage, że Polak Potrafi nie zdziwię sie jezeli dzieki dalszej serii żenujących machlojek dojdzie do przeforsowania lansowanego przez Dyrektora Cyrku w Budowie (kto wie z czego to cytat?;) projektu (skądinnąd na moje oko wtórnego, że aż strach). Co stanie się jednak dalej? Słyszałem z dobrze poinformowanego źródła, że srebrzystogluta wizja nie spełnia niestety absolutnie podstawowych wymagań postawionych na wstepie projektowi przyszłego muzeum (z tego co wiem, chodzi o prarametry powierzchniowo-kubaturowe, lokalizacyjne etc.) nie wspominając już o takiej drobnostce jak fakt, iż "Terminator" wylewa się na działkę nie przeznaczoną dla budynku. Wniosek - ten projekt i tak nie może zostac zrealizowany. A co bedzie dalej, to się nie zastanawiam, bo po co sobie nerwy szarpać...

niedziela, 25 lutego, 2007  
Blogger MAHA said...

ups,
skasowałam swój pierwszy komentarz.

szybki skrót: rada programowa, z (jednym wyjatkiem) to durnie, choc to teraz niewygodne słowo.
licze na solidarność pozostałych uczestnikow konkusu i "wypięcie" sie na ponowne rozpatrzenie projektów.

niedziela, 25 lutego, 2007  
Blogger alkemia said...

Znając nasze szczęscie ci lepsi zbojkotują a nam zostanie słomiany łoś...

niedziela, 25 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Cała rada programowa, poza A. Szymczykiem, powinna się podać do dymisji, skoro zakwestionowała (czytaj: uległa naciskom) swój własny wybór. Z Zielniewiczem na czele - ten człowiek jest spalony jako jakikolwiek autorytet.

Następnie w trybie przyspieszonym powinien zostać rozpisany trzeci konkurs, a głos powinien należeć do Ludu, który wcieli się w jurora i poprzez głosy na forach internetowych dokona wyboru satysfakcjonującego większość. Warto jednak dodać, że prace nadeślą już tylko studenci, bowiem nikt poważny w jakimkolwiek konkursie architektonicznym w Polsce nie weźmie nigdy udziału.

Acha, czy Wielcy naszej Architektury protestowali, gdy z naszego miasta w ciągu ostatnich kilkunastu lat robiono potworny eksperyment urbanistyczny? Przy cichym ich przyzwoleniu zamienia się w Warszawę w jakiś smutny przegląd nieznacznie modyfikowanych demówek z ArchiCAD-a. To podwójna porażka tego miasta.

niedziela, 25 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Proponuję Kononowicza Krzysztofa na dyrektora Muzeum. Postawiłby on sobie Muzeum:
- Domek drewniany, kryty strzechą i zlikwidowałby całkowicie dla młodzieży i dla ludzi sztukę współczesną, żeby nie było dziwactwa, biurokractwa, bandyctwa i żeby niczego nie było.

Myślicie, że przesadzam?

niedziela, 25 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

a mi jest potwornie wstyd...

niedziela, 25 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Foka, bardzo proszę o nie zamieszczanie linków do propagandowych paszkwili prawicowych. Mniej waść litość!

niedziela, 25 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Szanowny Panie
Christian Kerez jest niewatpliwie bardzo sympatycznym człowiekiem i boleje nad jego stanem ducha. Chciałabym jednak zwrócic Panu uwagę, że pare lat temu to ktoś inny był zmartwiony, a pan Kerez miał powody do radości. Otóż Rada Powiernicza Muzeum w Vaduz zrezygnowała z realizacji projektu, który zdobył pierwsza nagrodę w konkursie architektonicznym na budynek tego Muzeum i powierzyła jego zaprojektowanie innemu zespołowi architektów, z którym współpracował Pan Kerez. MojA informacje mozna sprawdzić na stronie internetowej tego Muzeum (na stronach historii budowy budynku)
A zatem musi on doskonale rozumieć, że projekt, który zdobył pierwsza nagrode niekoniecznie jest realizowany.
Pozdrawiam

niedziela, 25 lutego, 2007  
Blogger pansowa said...

anonim vel szlachcic

Mój Drogi, nikt Ci nie każe czytać moich komentarzy, tym bardziej klikać na odnośniki w nich. Zgodnie z mottem - nie mam zamiaru się litować. Paszkwil? Raczej letni felietonik...

niedziela, 25 lutego, 2007  
Blogger Krytykant | Kuba Banasiak said...

ostatni Anonim:

Szanowny Panie!

- w Vaduz rzecz finansowano z pieniędzy prywatnych (powstała w '97 Foundation for the Building of the Art Museum)

- zwycięski projekt był za wysoki wedle granic wytyczonych w regulaminie (The Zurich architects Isa Stürm und Urs Wolf won first prize. Since their project called for a building nearly two meters higher than allowed by zoning laws,)

- architektów poproszono o dostosowanie (!) projektu do istniejącego PRAWA, od tego jury uzależniło dalsze decyzje (the jury made its decision dependent upon a reworking of plans)

- niestety nie było możliwości redukcji projektu (As it turned out, the building height could not be enough reduced to meet requirements)

- postanowiono zrealizować projekt drugiego miejsca (Thus the foundation's Board of Directors followed the jury's recommendation and decided to build the second-prize project by the architectural tem of Morger, Degelo & Kerez from Basel and Zurich)


Mnie to rozbraja, brak mi słów. Jeśli nie widzi Pan różnicy - szkoda. Proszę jednak nie wprowadzać czytelników świadomie w błąd, bo to TOTALNIE inne przypadki.

Szwajcaria - przestrzeganie prawa i regulaminu, wymaganie intelektualnej dojrzałości i uczciwości od tych, którzy biorą udział. U nas - odwrotnie.

Szwajcaria - zrobiono wszystko, by "wybronić" zwycięski projekt. Rzecz w ogóle nie tyczyła estetyki. U nas - odwrotnie

Szwajcaria - automatycznie "zwyciężył" II projekt. U nas - odwrotnie (widzimisię, nic nie wiadomo).

Szwajcaria - wszystko sprawnie, TRANSPARENTNIE, z poszanowaniem dla prawa i inteligencji społeczeństwa. U nas - odwrotnie.

Naprawdę czytając stronę muzeum Pan tego nie dostrzegł...? Oj...

niedziela, 25 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Bezskutecznie próbuje znaleźć stronę muzeum, na której był skład rady programowej. Chciałabym wiedzieć komu zawdzięczmy jeszcze większe pogrążanie się we wstydzie. Czy może mi ktoś pomóc?

niedziela, 25 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

WSTYD

niedziela, 25 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

"To, co dzisiaj zwycięża, to destrukcja, populizm i niewiara w to, że coś się w ogóle może nam się udać. Już dwa razy przegraliśmy. Raz, kiedy w latach 90. Frank Gehry chciał dla nas projektować muzeum i nikogo to wtedy nie zainteresowało, drugi raz, kiedy w konkursie chcieli startować Richard Meier i Zaha Hadid, ale wszystko się skończyło falstartem. Teraz możemy zmarnować swoją szansę po raz trzeci." CYTAT ZA: DOROTA JARECKA, Komentarz:Jak zwycięża populizm http://www.gazetawyborcza.pl/1,76842,3943019.html

niedziela, 25 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

wyglada na to ze sobotnia dyskusja w pawilonie sarpu poszla w las a szacowne grono wrocilo do piaskownicy i zaczelo klocic sie o wiaderka
chyba napisze jakies oficjalne oswiadczenie wspierajace decyzje jury
bartek milewski\snohetta

niedziela, 25 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

jury a nie rady programowej zeby bylo jasne
bartek milewski/snohetta

niedziela, 25 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Kto jest w radzie programowej?

niedziela, 25 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Anda Rottenberg
Mirosław Bałka
Magdalena Kardasz
Piotr Krajewski
Dorota Monkiewicz
Maria Poprzęcka
Maria Anna Potocka
Piotr Piotrowski
Adam Szymczyk /"żeby było jasne, byłem przeciw dzisiejszemu oświadczeniu rady programowej"/
Milada Ślizińska
Leon Tarasewicz
Jarosław Suchan
Aneta Szyłak

...miejmy nadzieje, że niektóre osoby podobnie jak Adam Szymczyk nie zgadzają się z resztą rady programowej. No, ale tu nie chodzi o polowanie na czarownice. Tu chodzi o uszanowanie demokratycznie wybranego projektu /nie jest istotne że przeważył 1 głos. Rozumiem, że anonimowi ludzie w internecie obdarzali projekt Kereza niewybrednymi epitetami, ale że w podobnym tonie wypowiadają się osoby publiczne, osoby związane ze środowiskiem artystycznym. Czy oni też nie rozumieją na czym polega demokracja?

niedziela, 25 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

+ Monika Szewczyk

niedziela, 25 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Chyba ESTETYKA tego muzeum JEST istotna i powinna byc ona przedmiotem sporu. Decyzje jury zas nie sa ostateczne. Maja one charakter rekomendacji. To nie jury zatrudnia architekta. To ze muzeum w Vaduz jest prywatne a warszawskie publiczne nie ma takiego znaczenia. Istotne jst to, co stanie sie z przestrzenia publiczna Warszawy. To niedobry projekt. Wstyd bedzie, jak go trzeba bedzie zbudowac.

poniedziałek, 26 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

hmm..a który projekt jest dobry?

poniedziałek, 26 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

"Część osób z Rady Programowej, która w sobotę opowiedziała się przeciw werdyktowi jury, tydzień temu w nim uczestniczyła. W jury konkursu obok Daniela Libeskinda, Nicholasa Seroty, Deyana Sudjica, Christine Binswanger, Bohdana Paczowskiego, Andrzeja Rottermunda, Adama Szymczyka, Pawła Althamera, Michała Borowskiego byli także Maria Poprzęcka, Anda Rottenberg [członkinie rady programowej] i Tadeusz Zielniewicz.- Wszyscy podpisali werdykt jury - powiedział mi w sobotę Jacek Lenart, architekt i sędzia referent z SARP, członek jury. - Tego werdyktu nie można sądownie podważyć, bo nie było uchybień formalnych." D. Jarecka http://www.gazetawyborcza.pl/1,75248,3945154.html

poniedziałek, 26 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Wypowiedź Doroty Monkiewicz - członkini Rady Programowej Muzeum:
- Skoro czekaliśmy na muzeum 60 lat, to możemy jeszcze poczekać - powiedziała Monkiewicz "Gazecie".
No tak - możemy również go wcale nie mieć, po co właściwie, prawda pani Doroto?

poniedziałek, 26 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Program ludzi tego Muzeum na dzisiaj: zatopić zwycięski projekt konkursu. Nic nie budować. Poczekać. Zbudować inne muzeum, najlepiej samemu. Walczyć z planem zagospodarowania dla otoczenia PKiN. Ci ludzie są zmęczeni, szukają wroga i gonią w piętkę.

poniedziałek, 26 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

chyba najlepszym rozwiązaniem będzie rewitalizacja PKiN i zmiana nazwy na Pałac Sztuki i Współczesnej. Sasnal na 30 pietrze..

poniedziałek, 26 lutego, 2007  
Blogger pansowa said...

To ze muzeum w Vaduz jest prywatne a warszawskie publiczne nie ma takiego znaczenia.

To, że teren na którym stanie został ukradziony prywatnym właścicielom za PRL, też nie ma takiego znaczenia. Wszak wzniosła myśl - sztuka, muzeum, to najlepsze rozwiązanie, nikt nie podskoczy, a jak podskoczy, to znaczy się, że jakiś burak. Tutaj tekst, który dokładnie opisuje sytuację. Najważniejsze oczywiście na samym dole, żeby się nie rzucało w oczy.

poniedziałek, 26 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

No tak, Foka, ale to normalne, ze kwestie praw do gruntu zawsze sie pojawiaja. Da sie znalezc wyjscie, ugode pomiedzy stronami itd. To wiadomo. Trzeba tylko chciec, a nie podgrzewac atmosfere mowiac ze komunisci znowu cos ukradli i ze nic sie nie da zrobic.

poniedziałek, 26 lutego, 2007  
Blogger pansowa said...

W państwie prawa jedyne wyjście z kradzieży to takie, że odzyskanym mieniem dysponuje właściciel dowolnie. MSN to jedna wielka hucpa od początku wymyślona tylko po to, aby nie oddawać terenów prawomocnym właścicielom. Istnieje takie prawo, że jeśli teren jest zagospodarowany to już właściciel nie ma możliwości odzyskania go (w skrócie, nie wchodzę w szczegóły). Rozwiązanie typu "muzeum" to czysta demagogia, bo muzeum to bardzo chlubny cel, zatem idealna przykrywka. Najlepszym dowodem na to, że jeśli by ktoś chciał odzyskać swoją własność to nie ma na to szans, jest to, że JUŻ ISTNIEJE cały aparat muzeum, już kasa płynie strumieniami (40 tys. EUR dla zwycięzcy konkursu na projekt), etc. Ale co tam, e'viva l'arte!

poniedziałek, 26 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Czyli jesteśmy za odzyskiwaniem gruntów? Jeśli tak, to musielibyśmy pogodzić się z Żydowskimi rodzinami powracającymi z USA i Izraela po swoje tereny, z Niemcami upominającymi się o tereny zachodnie, a my musielibyśmy zabrać sobie Ukrainę i Litwę.
Jest właśnie odwrotnie: przypominanie ludziom o prawie własności ma na celu zapobieżenie inicjatyw, szczególnie artystycznych i skłócenie stron. Jak również wiadomo - wbrew temu, co piszą prawicowi dziennikarze - walka ze sztuką współczesną jest w naszym kraju w dość dobrym tonie. E'viva l'arte! (bez sarkazmu)

poniedziałek, 26 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

A dlaczego muzeum sztuki "przyciąga"? Może zatem budynek powinien mieć kształt ogromnego podkowiastego magnesu. Poza tym o jakie "przyciąganie" chodzi? Przyciąganie klientów i ich pieniędzy? Sztuka przyciąga bo jest fajna i kolorowa jak wata cukrowa i sztuczne ognie? Próby uatrakcyjniania sztuki pod kątem uzyskania jak największej liczby zwiedzających może zakończyć się jedynie komercjalizacją sztuki i tworzeniem wystaw pod klienta. Proponuję zatem wybudowanie wesołego miasteczka zamiast muzeum. Poza tym strona główna muzeum sugeruje raczej, że sztuka powoduje chorobę morską i nie przyciąga, ale wciąga w ciemny wir polskiego piekła. Już przynajmniej moglibyśmy postarać się o dobrą stronę muzeum, skoro nie umiemy wybudować budynku.
A może zamiast szukać budynku pasującego do głupiego sloganu, wystarczy pozbyć się głupiego sloganu?

poniedziałek, 26 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

W piątek o 19.00 w Muzeum Powstania Warszawskiego jest spokanie z Kerezem

poniedziałek, 26 lutego, 2007  
Blogger pansowa said...

Jeśli tak, to musielibyśmy pogodzić się z Żydowskimi rodzinami powracającymi z USA i Izraela po swoje tereny, z Niemcami upominającymi się o tereny zachodnie, a my musielibyśmy zabrać sobie Ukrainę i Litwę.

Pan raczy żartować. Co innego tereny utracone w wyniku wojny (zwłaszcza śmieszne byłyby
roszczenia ze strony agresora, który przegrał), a co innego w wyniku konkwiskaty z racji upaństwowienia.

Polemika sięgnęła absurdu, zatem EOT.

poniedziałek, 26 lutego, 2007  
Blogger pansowa said...

Oczywiście miało być "konfiskaty".

poniedziałek, 26 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Czytam, i słucham, i nadziwić się nie mogę ...... jak to w Polsce "politycy" opanowali tragikomiczną specjalność, czyli jak jednego dnia być na TAK, a po kilku dniach oficjalnie mówić NIE ( dotyczy to wszelkich środowisk gdzie jest coś prywatnie do wygrania np.sztuka).

Dlaczego członkowie rady programowej zdecydowanie nie protestowali podczas publicznego ogłoszenia zwycięscy konkursu ?
Dlaczego nikt z szanownej rady dobitnie nie powiedział od razu, że jest to "bardzo przeciętny" projekt nie spełniający oczekiwań Narodu polskiego ?
Tylko najpierw była impreza z udziałem ludzi z całej Rzeczypospolitej z wieloma wzajemnymi uściskami i gratulacjami,że wreszcie po 60-ciu latach będziemy mieli nowe muzeum.
Dopiero następnych kilka dni z mnóstwem negatywnych artykułów o zwycięskim projekcie spowodował, że członkowie rady negatywnie go ocenili, wczuwając się w swoje posłannictwo względem Narodu głodnego sztuki współczesnej.

Czy nasz wizerunek w świecie nie ma już żadnego znaczenia, a liczą się tylko kogoś prywatne upodobania?
Jestem pewien, że po takim szczycie ignorancji, to kolejny "ważny" publiczny konkurs będzie istotny tylko na lokalnym podwórku i wtedy zobaczymy zwycięskie projekty "umiejętnie posługujące się dozwolonym cytatem" z architektury światowej. Mam tylko nadzieję, że "kopiści" będą potrafili odróżnić kicz od dobrego projektu. Klasyczny przykład kiczu to "g" faworyzowane przez pana Zielniewicza.



PS. Jeszcze jeden mały drobiazg dotyczący szanownej rady programowej. Nie miałem żadnego problemu ze znalezieniem w słowniku j. polskiego słów "etyka" i "profesjonalizm".
Ale widzę, że osobowości zasadające w radzie programowej (poza A.Szymczykiem) nie znają tych słów, więc posiadają ogólnospołeczne upoważnienie dla podjętych przez siebie działań i dbanie o honor narodowy, bez względu na nasz wizerunek na obczyźnie.

poniedziałek, 26 lutego, 2007  
Blogger Krytykant | Kuba Banasiak said...

Foka -->

Widzisz, a Ty już o konkwiście. Najechałoby się bezbożników jakichś, co?

;-)

poniedziałek, 26 lutego, 2007  
Blogger pansowa said...

Kuba,

Na razie to mnie najeżdżają z każdej strony...ile można...

wtorek, 27 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

"- Skoro czekaliśmy na muzeum 60 lat, to możemy jeszcze poczekać - powiedziała Monkiewicz "Gazecie".

No tak - możemy również go wcale nie mieć, po co właściwie, prawda pani Doroto? "

Zadam Ci, mały podskakiewiczu, pytanie: a co Ty zrobiłeś, by to muzeum powstało? Co zrobił autor tego bloga, tak skłonny do krytykanctwa? Bo pani Dorota poświęciła, całkowicie bezinteresownie, ostatnie ponad 2 lata swojego życia, a przedtem przez dobrych parę lat chwytała się każdego sposobu, aby ideą muzeum sztuki współczesnej zarazić innych. Bo praca Pani Doroty i jej kolegów z Rady Programowej oraz energia i siła przebicia pana Zielniewicza doprowadziły do tego, że w ogóle to Muzeum zostało wprowadzone do planów zagospodarowania przestrzennego, że w ogóle było możliwe rozpisanie konkursu architektonicznego. Kiedy pani Monkiewicz i jej koledzy wystąpią z rady programowej (a noszą się z takim zamiarem, jeśli projekt Kereza będzie realizowany), kiedy ustąpi pan Zielniewicz - czy Wy jeden z drugim zakaszecie rękawy i wykonacie za nich tę olbrzymią pracę, jaką jest przygotowanie do funkcjonowania tej instytucji? Czy zrobi to wszystko za nich Pan Szymczyk, z bezpiecznej odległości obserwujący przebieg wypadków w kraju i "bardzo zajęty" aż do 2009 roku?

środa, 28 lutego, 2007  
Blogger Krytykant | Kuba Banasiak said...

Ojej, po co te "podskakiewicze"?
Ale ok.

Otóż z mojego - młodego człowieka - punktu widzenia sprawa jest chora choćby z tego powodu, że MSN to "nie wiadomo co"; że przedstawia Pan ludzi zaangażowanych w ten projekt niemalże jako męczenników.

A to powinna być zwyczajna sprawa - muzeum, ok, konkurs, realizacja. Ja cenię każde zaangażowanie w sztukę.

Więc może Pan potraktować moją krytykę (nie krytykanctwo - zbyt dosłownie traktuje Pan tytuł bloga) jako krytykę całej sfery publicznej. Jej nieskończone ułomności raz trafiają w ludzi zaangażowanych, raz w leni i krętaczy. Widzi Pan - wina systemu.

Dla mnie - i nie tylko - to aberracja. "Olbrzymia praca" powinna być pracą całkowicie zwykłą, dobrze płatną i przyjemną - a jest herkulesowym nieomal zadaniem. Proszę przeczytać mój komentarz do posta powyżej - do wywiadu z prof. Poprzęcką w GW.

Niestety to norma, że wszystko w tym kraju idzie jak po grudzie (łagodnie mówiąc). Proszę zrozumieć moje rozgoryczenie - i wielu innych. Nasza krytyka nie dotyczy starań o MSN, tylko tego, co dzieje się teraz.

Tak to u nas jest, że nikt nie popełnia błędów, wszyscy są idealistami, a jesteśmy w ogonie Europy. Że patetycznie zakończę.

pozdrawiam,
Kuba

środa, 28 lutego, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

"Niestety to norma, że wszystko w tym kraju idzie jak po grudzie (łagodnie mówiąc). Proszę zrozumieć moje rozgoryczenie - i wielu innych. Nasza krytyka nie dotyczy starań o MSN, tylko tego, co dzieje się teraz."

To, co dzieje się teraz, to dalsza część starań o MSN. Jeżeli ktoś przez wiele miesięcy opracowywał program ideowo-funkcjonalny MSN i nagle stwierdza, że lwia część jego założeń została przez większość jury konkursowego zignorowana, ma chyba prawo do protestu?

"Tak to u nas jest, że nikt nie popełnia błędów, wszyscy są idealistami, a jesteśmy w ogonie Europy. Że patetycznie zakończę."

W ogonie Europy jesteśmy dlatego, że skłonność do siedzenia z założonymi rękami i krytykowania innych, połączona z niechęcią do działań na rzecz społeczności i małą odwagą cywilną, z oportunizmem wręcz, jest w naszym kraju tak powszechna.

czwartek, 01 marca, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Zamieszczam poniżej tekst Doroty Monkiewicz, członkini Rady Programowej MSN, który - choć zamówiony - od dwóch dni nie może się przebić na łamy "Rzeczypospolitej", blokowany zapewne przez Panią Jaruzelską-Kastory (tak działa lobby designersko-architektoniczne):

"W czasach odległego dzieciństwa często zachodziłam do naszej osiedlowej biblioteki publicznej przy ulicy 1 Sierpnia (bo przecież nie Powstania Warszawskiego) w Warszawie. Był to, zbudowany w latach 70., przeszklony modernistyczny pawilon, którego elewacje artykułowały ciężkie, poziome pasy betonu, obrzuconego drobnymi kamyczkami. Na parterze znajdował się SAM spożywczy, sklep Centrali Rybnej oraz pralnia ALBA, na piętrze udostępniany był księgozbiór. Prowadziły tam proste betonowe schody z szerokimi, drewnianymi poręczami. Takie pawilony handlowe z biblioteką publiczną na piętrze znajdują się w wielu miejscach Warszawy, stanowiąc pamiątkę po prowadzonej przez ludowe państwo polityce upowszechniania kultury.
Kiedy patrzę na projekt budynku Muzeum Sztuki Nowoczesnej Christiana Kereza – z przestrzeniami ekspozycyjnymi ukrytymi na trzecim piętrze, jednym wejściem po schodach, oraz komercyjnym parterem – to mam przed oczyma te wszystkie biblioteki publiczne epoki edwardiańskiej, ale z jedna istotną różnicą – Christian Kerez przekształcił te małe, modernistyczne pudełka w leżący blok monstrualnych rozmiarów.
Nie wiem, dlaczego budynek nowego muzeum musi być wyrazem ciężkiej nostalgii za minionymi czasy? Dlaczego nie możemy w Warszawie zbudować architektury optymistycznej, kreującej wokół siebie przyjazną przestrzeń publiczną, w której z chęcią odnajdzie się widz i przechodzień? Budynek Christiana Kereza jest w tym samym stopniu architektoniczną rzeźbą, co stojący obok Pałac Kultury. Tak socrealistyczne art deco, jak i minimalistyczny blok nie respektują społecznego, demokratycznego wymiaru przestrzeni publicznej, której rozumienie znacznie się pogłębiło od czasów modernistycznego projektu.
Jakie zatem miało by być to muzeum, które chcieliśmy i nadal chcemy dla Warszawy zbudować? We wstępnej koncepcji Warszawskiego Muzeum Sztuki Nowoczesnej, przyjętej przez Radę Programową Muzeum w dniu 28 sierpnia 2005 czytamy: „Symbolem Warszawy powinien stać się również budynek Muzeum Sztuki Nowoczesnej, który – przez usytuowanie w najbliższym sąsiedztwie Pałacu Kultury – podejmie dyskurs estetyczny i etyczny z przeszłością tego miejsca. Jako nowa instytucja kultury pomoże ożywić relacje: artysta – jego dzieło – społeczeństwo” i „stworzy warunki przeciwdziałające wykluczeniu”. Ten zapis ze wstępnej koncepcji został przełożony na konkretne punkty programu funkcjonalno-użytkowego muzeum w regulaminie konkursu architektonicznego. Należy do nich postulat zaprojektowania hallu i forum o powierzchni ok. 5.500 m2, dostępnego bezpośrednio z poziomu placu. Miejsce to określone w regulaminie konkursu, jako strefa spotkań publicznych, powinno być skomunikowane z wielofunkcyjnym audytorium, salą koncertowo-teatralną, a także centrum edukacji, w którym istotnym novum jest przestrzeń warsztatowa, przeznaczona dla nieformalnych grup, działających w ramach „sztuki ulicy” (community art project). „Od 800.000 do 1.000.000 gości rocznie będzie przechodzić przez hall, jako obszar łączący zewnętrzny plac miejski z ogrodem oraz ekspozycjami, w tym 200 – 300 tysięcy będzie uczestniczyć w akcjach informacyjnych i edukacyjnych” (z regulaminu konkursu). Muzeum Kereza, którego wizytówką na poziomie wzroku przechodnia są przestrzenie komercyjne (być może sklepy), muzeum, do którego trzeba się wspiąć po schodach – tworzy zupełnie inną jakość. W naszych założeniach to właśnie Forum zostało pomyślane jako witryna oferty artystycznej muzeum, oferta rekreacji i spędzania czasu wolnego, skierowana bezpośrednio do przechodnia – potencjalnego widza. Forum ma być częściowo strefą ekspozycji bezpłatnej, przed właściwym wejściem na wystawy i daje także możliwość eksponowania obiektów bardzo dużych rozmiarów, dostarczanych tam bezpośrednio z placu miejskiego.
Te i inne wpisane do programu funkcjonalno-użytkowego postulaty nie zostały w projekcie Christiana Kereza zrealizowane. Nie da się szeroko otworzyć niskiej przestrzeni parteru, wypełnionej gęsto podporami, ani wzdłuż, ani wzwyż. Z powodu kształtu stropu-dachu ostatniego piętra, bardzo trudna do podzielenia jest z kolei przestrzeń ekspozycyjna, w której w przyszłości powinno odbywać się jednocześnie pięć do sześciu wystaw z niezależną komunikacją i miejscami odpoczynku. Regulamin konkursu wskazywał na potrzebę przestrzeni komplementarnych – zarówno otwartych, jak i zdefiniowanych zespołów galerii.
Założenia programu funkcjonalnego nie zostały sformułowane przypadkowo. Uwzględniają różnorodne potrzeby programowe muzeum, powstającego w konkretnym kontekście społecznym, geograficznym i historycznym. Pracował nad nimi zespół doświadczonych polskich kuratorów. Były też konsultowane z architektami – w tym również z Christiną Binswanger, późniejszą członkinią sądu konkursowego. Pozostaje dla mnie zagadką, dlaczego część jury, która przeforsowała zwycięski projekt, zignorowała te założenia.
Dorota Monkiewicz"

czwartek, 01 marca, 2007  
Blogger Krytykant | Kuba Banasiak said...

Kubuś:

Jeśli zawężasz moje (i przeciwników negowania projektu Kereza) stanowisko do oportunizmu i małej odwagi cywilnej, to zdaje się nie czytałeś tego, co pisałem.

Proponuję - posty + wypowiedzi w komentarzach.

Potem - argumenty. Klasyczna metoda: akapit - kontra, akapit - kontra.

serdeczności,
Kubuś

czwartek, 01 marca, 2007  

Prześlij komentarz

<< Home