Czytając alfabet III
Recenzja Doroty Jareckiej ilustruje kolejny - obok powtarzania gładkich frazesów (Stach Szabłowski) i trywialnego ćwierkania (Agnieszka Kowalska) - problem współczesnej polskiej krytyki. Czarne na białym tle to tekst wcale błyskotliwy, interesujący, ze wszech miar poprawny. Dorota Jarecka dysponowała stosunkowo niewielką ilością miejsca (mniej więcej dwie trzecie strony), jednak miast powtarzać banały znane z kuratorskiego newsletteru napisała rzecz spójną, poprowadzoną według pewnego pomysłu i wykraczającą poza zwyczajową antykonsumpcyjną nowomowę. Jednak Czarne na białym tle to nie jest tekst o Czarnym Alfabecie. Czarne na białym tle to jest tekst o wystawie pożądanej przez Dorotę Jarecką, a nie wystawie faktycznie istniejącej. Nie przeczę - wystawa eksploatująca problem użycia rdzennie białego konceptualizmu przez Czarnych była by wystawą wysoce fascynującą. Tyle, że Czarny Alfabet z pewnością taką wystawą nie jest.
Dorota Jarecka, Czarne na białym tle. Gazeta Wyborcza z 23 - 24 września 2006, s. 9
Czarni czy Afroamerykanie? Czy - jak się dzisiaj mówi w Stanach - "African - American", która to nazwa mówi wyraźnie o nierozwiązanym problemie podwójnej tożsamości. Z problemem języka spotykamy się właściwie jeszcze zanim wejdziemy do Zachęty. Wystawa nie na darmo nosi tytuł "Czarny alfabet".
Pierwszy sygnał, który nie zwiastuje jednak tego, co zobaczymy na wystawie, a to, co chciałaby na niej ujrzeć Dorota Jarecka.
Alfabet zawsze przecież jest czarny, a przynajmniej od czasu, kiedy Pan Kleks z bajki Jana Brzechwy wynalazł czarny atrament zamiast białego, którym pisano wcześniej, i dlatego na białym papierze nic nie było widać.
Ciąg dalszy.
Kiedy się ma czarny kolor skóry, co innego może znaczyć też zwykła litera. W sztuce czarnych Amerykanów, których Maria Brewińska, kuratorka z Zachęty, zaprosiła do swojej wystawy, bardzo często pojawia się słowo, tekst, napis.
Dokładnie jeden artysta obecny na Czarnym Alfabecie używa tekstu (napisu) - Glenn Ligon. Proszę sprawdzić. Chyba, że za używanie słowa uznać mówienie (śpiewanie) w filmach. Ale nie sądzę, by o to chodziło Dorocie Jareckiej.
Czarny napis na białym tle w pracy Glena Ligona brzmi: "I Feel Most Coloured When I Am Thrown Against A Sharp White Background", czyli "Czuję się bardziej kolorowy, kiedy znajduje się na ostrym białym tle". Tekst powtarzany w linijkach od góry do dołu czarnymi literami na białym płótnie wreszcie na dole się zaciera, rozmywa, traci znaczenie. Czy traci też aktualność?
Wcale ciekawe dywagacje.
Mimo postępowych ustaw, demokratycznego prawa kolor skóry pozostaje zawsze ten sam.
Dokładnie tak.
Czarni czy Afroamerykanie? Czy - jak się dzisiaj mówi w Stanach - "African - American", która to nazwa mówi wyraźnie o nierozwiązanym problemie podwójnej tożsamości. Z problemem języka spotykamy się właściwie jeszcze zanim wejdziemy do Zachęty. Wystawa nie na darmo nosi tytuł "Czarny alfabet".
Pierwszy sygnał, który nie zwiastuje jednak tego, co zobaczymy na wystawie, a to, co chciałaby na niej ujrzeć Dorota Jarecka.
Alfabet zawsze przecież jest czarny, a przynajmniej od czasu, kiedy Pan Kleks z bajki Jana Brzechwy wynalazł czarny atrament zamiast białego, którym pisano wcześniej, i dlatego na białym papierze nic nie było widać.
Ciąg dalszy.
Kiedy się ma czarny kolor skóry, co innego może znaczyć też zwykła litera. W sztuce czarnych Amerykanów, których Maria Brewińska, kuratorka z Zachęty, zaprosiła do swojej wystawy, bardzo często pojawia się słowo, tekst, napis.
Dokładnie jeden artysta obecny na Czarnym Alfabecie używa tekstu (napisu) - Glenn Ligon. Proszę sprawdzić. Chyba, że za używanie słowa uznać mówienie (śpiewanie) w filmach. Ale nie sądzę, by o to chodziło Dorocie Jareckiej.
Czarny napis na białym tle w pracy Glena Ligona brzmi: "I Feel Most Coloured When I Am Thrown Against A Sharp White Background", czyli "Czuję się bardziej kolorowy, kiedy znajduje się na ostrym białym tle". Tekst powtarzany w linijkach od góry do dołu czarnymi literami na białym płótnie wreszcie na dole się zaciera, rozmywa, traci znaczenie. Czy traci też aktualność?
Wcale ciekawe dywagacje.
Mimo postępowych ustaw, demokratycznego prawa kolor skóry pozostaje zawsze ten sam.
Dokładnie tak.
W innej pracy Glenn Ligon wypisał na papierze wielkimi drukowanymi czarnymi literami napis: "I AM A MAN". To powtórzone przez artystę hasło niesione na transparencie w jednej z manifestacji w latach 60. w Memphis. Jest to oczywiście także gra słów i kolorów nawiązująca przewrotnie do problematyki współczesnej sztuki. W kontekście wystawy "Czarnych" napis ma znaczenie polityczne. W kontekście wystawy "Białych" byłaby to praca konceptualna.
Dorocie Jareckiej ewidentnie marzy się inna, niż Czarny Alfabet wystawa.
Demetrius Oliver, młody Afroamerykanin, sfotografował swoją głowę całą pokrytą białą pianką do golenia. Na innym zdjęciu jest ta sama chyba twarz cała pokrytą czekoladą. To drugie zdjęcie nazywa się "Till" - jak 14-letni chłopiec, który w latach 50. wybrał się na samotną wycieczkę z północy Ameryki do jednego z południowych stanów. Do ekspedientki w sklepie powiedział: "Bye, Baby". Następnego dnia został za to zlinczowany.
Znów praca konceptualna, tym razem bez tekstu. Tradycyjnie brakuje nie pozostawiającej wątpliwości oceny mimo, że w tym wypadku wydaje się ona łatwa do wystawienia - intelektualna wolta zaproponowana przez Demetriusa Olivera (historia Tilla zestawiona z fotografią przedstawiającą głowę pokrytą czekoladą) jest raczej mało błyskotliwa. Pracę o podobnym charakterze, lecz zdecydowanie bardziej wyrazistą pokazał moim zdaniem Jayceon Terell Taylor. Inside/ Outside (2005) to realizacja prosta, choć nie prostacka - składa się z dwóch kwadratowych zdjęć kokosa. Taylor wykorzystał błahe, całkowicie zwyczajne fotosy, można powiedzieć - zdjęcia przeźroczyste. Na pierwszym - kokos w całości, brązowy, idealny niczym z reklamy. I drugie - owoc przepołowiony, z dominującym, jaskrawym białym wnętrzem. Wydaje mi się, że ta praca mówi więcej o fałszu kryjącym się za kulturowym wymiarem koloru skóry, niż podniesiony przez Dorotę Jarecką Till Demetriusa Olivera. Można być czarnym (de facto brązowym) na zewnątrz i białym w środku - i na odwrót. Osobowość i skłonności do nietolerancji nie mają koloru skóry - czarny rasizm też istnieje - zdaje się mówić Terell Taylor. Godna uwagi oryginalność przekazu - jeśli dobrze interpretuję.
Wystawa jest właśnie o tym - o problemie z tożsamością, dyskusji z własną historią, która do niedawna była historią niewolnictwa.
Czy wystawa jest właśnie o tym? Na przykładzie prac dwóch (2) z trzydziestu czterech (34) artystów - być może, że tak. Co jednak z pozostałą trzydziestką dwójką (32)? Dorota Jarecka omówiła około 5% zawartości Czarnego Alfabetu oraz w jednym zdaniu - chyba dla przyzwoitości - wymieniła pięciu (5) najbardziej znanych twórców (od Freda Wilsona przez artystki Carrie Mae Weems i Lornę Simpson do Davida Hammonsa i Kary Walker). Może owe dwie trzecie strony lepiej było poświęcić na wskazanie kilku wyraźnych bloków, które rysują się na Czarnym Alfabecie, a najwybitniejszym i najsłabszym ich przedstawicielom podarować parę lapidarnych, ale celnych fraz? Na koniec można by zgrabnie zamknąć całość, ot, takim choćby ustępem:
Bo ta wystawa nie mówi tylko o czarnych artystach w Ameryce, ale o specyfice całej sztuki amerykańskiej, która późno uświadomiła sobie swą złożoność. Patrząc na ich prace, pamiętajmy, że pierwszym artystą o czarnej skórze, który się przebił do masowej świadomości, był Jean-Michel Basquiat. I było to dopiero w latach 80.
I tak oto Dorota Jarecka postawiła ostatnią kropkę.
Dorocie Jareckiej ewidentnie marzy się inna, niż Czarny Alfabet wystawa.
Demetrius Oliver, młody Afroamerykanin, sfotografował swoją głowę całą pokrytą białą pianką do golenia. Na innym zdjęciu jest ta sama chyba twarz cała pokrytą czekoladą. To drugie zdjęcie nazywa się "Till" - jak 14-letni chłopiec, który w latach 50. wybrał się na samotną wycieczkę z północy Ameryki do jednego z południowych stanów. Do ekspedientki w sklepie powiedział: "Bye, Baby". Następnego dnia został za to zlinczowany.
Znów praca konceptualna, tym razem bez tekstu. Tradycyjnie brakuje nie pozostawiającej wątpliwości oceny mimo, że w tym wypadku wydaje się ona łatwa do wystawienia - intelektualna wolta zaproponowana przez Demetriusa Olivera (historia Tilla zestawiona z fotografią przedstawiającą głowę pokrytą czekoladą) jest raczej mało błyskotliwa. Pracę o podobnym charakterze, lecz zdecydowanie bardziej wyrazistą pokazał moim zdaniem Jayceon Terell Taylor. Inside/ Outside (2005) to realizacja prosta, choć nie prostacka - składa się z dwóch kwadratowych zdjęć kokosa. Taylor wykorzystał błahe, całkowicie zwyczajne fotosy, można powiedzieć - zdjęcia przeźroczyste. Na pierwszym - kokos w całości, brązowy, idealny niczym z reklamy. I drugie - owoc przepołowiony, z dominującym, jaskrawym białym wnętrzem. Wydaje mi się, że ta praca mówi więcej o fałszu kryjącym się za kulturowym wymiarem koloru skóry, niż podniesiony przez Dorotę Jarecką Till Demetriusa Olivera. Można być czarnym (de facto brązowym) na zewnątrz i białym w środku - i na odwrót. Osobowość i skłonności do nietolerancji nie mają koloru skóry - czarny rasizm też istnieje - zdaje się mówić Terell Taylor. Godna uwagi oryginalność przekazu - jeśli dobrze interpretuję.
Wystawa jest właśnie o tym - o problemie z tożsamością, dyskusji z własną historią, która do niedawna była historią niewolnictwa.
Czy wystawa jest właśnie o tym? Na przykładzie prac dwóch (2) z trzydziestu czterech (34) artystów - być może, że tak. Co jednak z pozostałą trzydziestką dwójką (32)? Dorota Jarecka omówiła około 5% zawartości Czarnego Alfabetu oraz w jednym zdaniu - chyba dla przyzwoitości - wymieniła pięciu (5) najbardziej znanych twórców (od Freda Wilsona przez artystki Carrie Mae Weems i Lornę Simpson do Davida Hammonsa i Kary Walker). Może owe dwie trzecie strony lepiej było poświęcić na wskazanie kilku wyraźnych bloków, które rysują się na Czarnym Alfabecie, a najwybitniejszym i najsłabszym ich przedstawicielom podarować parę lapidarnych, ale celnych fraz? Na koniec można by zgrabnie zamknąć całość, ot, takim choćby ustępem:
Bo ta wystawa nie mówi tylko o czarnych artystach w Ameryce, ale o specyfice całej sztuki amerykańskiej, która późno uświadomiła sobie swą złożoność. Patrząc na ich prace, pamiętajmy, że pierwszym artystą o czarnej skórze, który się przebił do masowej świadomości, był Jean-Michel Basquiat. I było to dopiero w latach 80.
I tak oto Dorota Jarecka postawiła ostatnią kropkę.
Cóż jeszcze mogę powiedzieć o tekście Czarne na białym tle? To bardzo ciekawa recenzja nieistniejącej wystawy. Chcę wierzyć, że życzeniowa postawa Doroty Jareckiej to w istocie ekwilibrystyka mająca uchronić Czarny Alfabet od należnej mu chłosty. Fakty nie pasują do teorii? Tym gorzej dla faktów.
Na fotografiach (od góry):
1.Outside z dyptyku Inside/ Outside, Jayceon Terell Taylor, c - print, 2005
2.Inside z dyptyku Inside/ Outside, Jayceon Terell Taylor, c - print, 2005
3.Popiersie, Demetrius Oliver, fotografia, 2004
1.Outside z dyptyku Inside/ Outside, Jayceon Terell Taylor, c - print, 2005
2.Inside z dyptyku Inside/ Outside, Jayceon Terell Taylor, c - print, 2005
3.Popiersie, Demetrius Oliver, fotografia, 2004
Etykiety: Recenzje
2 Comments:
fight for, not against..
ależ "for" - o wyższy poziom krytyki i sztuki. a że na przykładach? w tym sensie każda krytyka jest "against"... i może dlatego tak dziś trudno o prawdziwą - bo krytykującego zbyt łatwo posądza się o bycie "against" osobie, a nie "against" konkretnemu dziełu/ tekstowi...
ale będzie i program pozytywny...
pozdrawiam i dzięki za troskę... serio..
Prześlij komentarz
<< Home