poniedziałek, listopada 20, 2006

Bunt w muzeum

Wiadomo, że rzeczywistość przegląda się nie tylko w zwierciadle Bergmana, ale także w lusterku Bridget Jones. Na mocy tego prawa polecam film Children of Man (Ludzkie Dzieci). Rzecz rozgrywa się w Londynie Anno Domini 2027. Jest to wizja świata, któremu nie wyszło. Nie wyszło z emigrantami, z ptasią grypą, z terroryzmem - jednak nie wyszło przede wszystkim dlatego, że z racji bezpłodności kobiety przestały rodzić dzieci. Zatem świat bez celu. Metafora o tyle czytelna, o ile w kontekście pytania, na które próbują odpowiedzieć dzisiaj myśliciele z lewa, prawa i centrum - pytania: co dalej? - jak najbardziej interesująca.

W wyczerpanym świecie jest i miejsce dla sztuki. Otóż gdy do głosu doszły atawizmy, ta bardzo szybko przestała być potrzebna. Tate Modern jest zatem strzeżoną fortecą, w której przechowuje się arcydzieła z całego świata - resztki raczej. Z Prado na przykład ostały się zaledwie trzy Velazquezy. Twierdza Tate chroniona jest przez rząd niczym najcenniejszy klejnot, a nadzoruje ją ekscentryczny pasjonat jadający kolacje w towarzystwie Guernicy Picassa. Jednak kiedy limuzyna z głównym bohaterem wjeżdża do Hali Turbin, w tle widać inne dzieło - ocalony fragment muru z szablonem Banksy’ego.

Nie ma chyba lepszego dowodu na dewaluację obecnych formuł buntu, niż akt umieszczenia jego symbolu w hollywoodzkim filmie. Ściślej - umieszczenia jego symbolu jako przykładu klasyki. W kontekście ostatnich wyników aukcyjnych Banksy'ego jest to zapewne wizja prorocza.

Post Scriptum. Chwilowa nawałnica obowiązków. Zwyczajowych rozmiarów (i treści) post w środę - czwartek.

Na ilustracjach (od góry) Tate Modern i ocalały Banksy w Hali Turbin.

Etykiety: