Potrzeba pamfletu
Można chyba powiedzieć, że żywiołowe reakcje na tekst o modzelarstwie były reakcjami na pamflet (no, może ostry felieton). To moim zdaniem znamienne - owa reakcja na tekst o temperaturze przewyższającej temperaturę urzędowej notki - i godne uwagi. Bezlitosne, banalna krytyka, tekst jest ostry, nie zostawia suchej nitki na Igorze - stoi w komentarzach. Bezlitosne? Czy aby na pewno? Raczej łagodne i dobroduszne. Jednak dziś czytelnik rozpięty jest między krytyką akademicką (szerokie, drobiazgowe analizy), zamkniętą w niszowych portalach internetowych i papierowych kwartalnikach, a nudną, neutralną, zimną, bezpłciową pisaniną w prasie codziennej i cotygodniowej. Obowiązujący model jest następujący - artysta mówi, że lubi pociągi i w obrazach stara się przekazać coś magicznego. Krytyk pisze - artysta lubi pociągi i wydaje mi się, że w jego obrazach jest coś magicznego. Całkowity brak refleksji, namysłu i - chyba - po prostu chęci (nie śmiem twierdzić, że umiejętności). Krytykować? Ależ po co? Wszystko jest sztuką, kto chce jest artystą, a my wszyscy jesteśmy częścią radosnego świata po brzegi nasączonego kreacją.
Dziś establishmentem - całkiem niedawno mówiono o nich młodzi - są osoby wielce zasłużone w wyjściu polskiej sztuki z ponurego cienia arte pole i przyległości. Jednak sukces tępi zmysły i rozleniwia. A w polskiej sztuce wiele się zmieniło. Są nowe pozytywy, ale i nowe wady. Weszliśmy do art worldu z wielkim impetem - artystami, galerzystami i kuratorami - jednak teraz już w nim jesteśmy i pozostaje zwykła, ciężka praca. Tymczasem krytyka śpi, a poletko zarasta. Dziś złą jest ta sztuka, która jeszcze w 1999 roku uchodziła za świeżą - sprawcy przełomu zdają się tego nie dostrzegać. Co roku przybywa nam około 450 potencjalnych artystów - 6 ASP (Warszawa, Kraków, Gdańsk, Katowice, Łódź, Poznań - jeśli o jakiejś zapomniałem, przepraszam), średnio po 25 osób na wydziałach malarstwa, grafiki i rzeźby. Pięć lat to - zniżając - 2000 młodych adeptów sztuki. Przyjmijmy, że z tego 50 osób obytych jest z dyskursami sztuki współczesnej, że chce im się przebijać do mediów, zakładać pracownie w opuszczonych fabrykach - a już robi się niezły zamęt.
Gdzie są zatem wykształceni w tym samym czasie krytycy? Wydaje się, że mężnie wspierają twórców w ich misji zapełniania świata epigońskimi projekcikami. Byle szablony na płótnie, byle tysięczna kopia Modzelewskiego czy Grupy Ładnie, byle wyszywanki różową nitką byle kolejne dziełka podbudowane wyciągiem cytatów z klasyków współczesności - i młody krytyk jest w siódmym niebie. Właściwie jest jak twórca, bo to, co twórca - popiera. Jeśli ktoś twierdzi, że jest artystą, prezentuje pewien pomysł (koncept) i go realizuje - należy mu przyklasnąć i odzwierciedlić jego założenia w recenzji - broń boże skonfrontować je ze sztuką minioną i własnym zdaniem. Z niewiadomej mi przyczyny wszystko, o czym pisze się w prasie jest co najmniej interesujące (okropne słowo w odniesieniu do sztuki), a zazwyczaj dobre - często znakomite. Zgadzam się, że nie samymi geniuszami i arcydziełami instytucje żyją. Ale krytyk? Wierszówkę dostaje jednakową za pean i pamflet. Więc to na niego spada cała wina - za brak wartościowania, ustalenia czytelnej hierarchii, wyznaczenia kierunków.
Należy więc ciąć, chlastać, ganić, oddzielać ziarno od plew, bo dziś byle banał staje się interesującym wydarzeniem artystycznym. Trzeba cucić młodych, a o starszych pisać bez jedwabnych rękawiczek. Krytyka, nazwę ją, codzienna, może być inteligentna, ostra, przystępna i merytoryczna. Zaś w wypadku artystów karykaturalnych nie ma co rzucać pereł przed wieprze i sadzić dogłębnych analiz - wystarczy wdzięczny pamflecik.
Na ilustracji król pamfletu.
Etykiety: Generalia
3 Comments:
słusznie. zgadzam się w całej rozciągłości - więc komentarz krótki. chlastaj i tnij, krytykancie.
pozdr
Fajne! Bardzo gombrowiczowskie!
Wie Pan/Pani, jak mnie połechtać...
Prześlij komentarz
<< Home